sobota, 21 września 2013

Rozdział 16 - Chcę po prostu poczuć tę chwilę.

Cześć wszystkim! Cóż... przybywam do was z 16 iii.... od razu mówię, że ten rozdział jest +18 xd Nie wiem czy mi to wyszło, ale ocenę pozostawiam już Wam. Dzięki za te wszystkie miłe komentarze :) To naprawdę wiele dla mnie znaczy ;) Nowy rozdział pewnie pojawi się dopiero w październiku, bo teraz serio nie mam czasu. Mnóstwo nauki i wgl... ;( Gdybym mogła pisałabym cały czas, ale... po pierwsze szkoła i brak czasu, a po drugie brak weny. Mam nadzieję, że rozumiecie. A i jeszcze jedno. Chcielibyście przeczytać 3 część WYMM? Jeśli tak, to napiszcie ;) To tyle ode mnie. Kocham was xx. 

Enjoy! 


Twoje oczy rozmarzone...


Miłość to fajna rzecz.



Budzisz się rano, otwierasz oczy, a pierwsze co widzisz to osoba, którą kochasz. Osoba, która odwzajemnia twoją miłością i jest w stanie całkowicie się poświęcić dla ciebie. Przytula Cię, gdy tego potrzebujesz, lub mówi dwa słowa, które sprawiając, że na twoją twarz wpływa szeroki uśmiech.



Dwa magiczne słowa wystarczą, by twoje życie się zmieniło. Patrzysz na świat zupełnie inaczej . Dostrzegasz to, czego przedtem nie widziałeś. Robisz rzeczy, których kiedyś być nigdy nie zrobił. Marzysz o tym, aby każdy dowiedział się o tym, że jesteś zakochany.




 Louis wraz z Harrym wracali do domu. Trzymali się za ręce i nie szczędzili  sobie czułości. Ciągle muskali swoje usta, lub po prostu szeptali sobie coś na ucho. Dla innych mogło to wyglądać dziwnie, ale dla niech to było normalne.



Po niecałych dziesięciu minutach, dotarli na miejsce. Lou otworzył drzwi, najpierw wpuszczając Harry'ego, na co ten uśmiechnął się wchodząc do środka. Zdjęli buty, po czym zdecydowali się, iż posiedzą na tarasie.




Harry otworzył drzwi tarasowe, wychodząc na świeże powietrze. Pomimo późnej godziny, na dworze nie było jeszcze całkowicie ciemno. Po chwili obok niego zjawił się Louis, trzymając w dłoniach dwa kieliszki oraz wino, które zostało z wcześniej. Usiedli na huśtawce, a Louis nalał im wina do kieliszków. Podał jeden Harry'emu, a drugi wziął dla siebie. Odłożył butelkę na podłogę, po czym obydwoje upili łyk krwistego napoju. 



- Więc... mówisz, że umiesz mówić po włosku, tak? - młodszy podniósł głowę, spoglądając na twarz szatyna, który jedynie skinął głową, uśmiechając się delikatnie. - To powiedź coś po włosku - poprosił  przypatrując się Louis'owi. 



- Tu sei per me la persona più importante al mondo - powiedział, na co Harry uśmiechnął się szeroko. 



- Co to znaczy? - zapytał, biorąc kolejny łyk wina. 



- Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie. - uśmiechnął się, odkładając kieliszki, który były już puste. Harry wtulił się w niego, obejmując rękoma jego brzuch, a twarz chowając w zagłębieniu jego szyi. Natomiast Louie objął go ramieniem, przyciągając bliżej siebie i głaszcząc po plecach. 



Siedzieli tak w ciszy, napawając się swoją obecnością. Harry przez cały czas muskał ustami szyję Louisa, a ten co jakiś czas szeptał mu jak bardzo go kocha. 




- Lou? - ciszę przerwał Harry, zadzierając głowę do góry. Spojrzał w oczy Louisa, uśmiechając się delikatnie. 




- Tak? 




- A... - zawahał się, lecz po chwili kontynuował - Jak będzie po włosku... chcę się z tobą kochać? - szepnął cichutko, lecz na tyle głośno, by Louis to usłyszał. Jego usta delikatnie się otworzyły, a oczy przypominały spodki. Nie spodziewał się tego. A na pewno nie teraz.




- Jesteś pewny? - wyszeptał, pocierając kciukiem policzek Harry'ego, który pod tym dotykiem przymknął powieki. 




- Tak, Boo. Chcę się z tobą kochać - potwierdził, muskając usta Louisa. Po chwili delikatny pocałunek przemienił się w namiętny i pełen uczuć. Louis włożył dłoń pod koszulkę Harry'ego, delikatnie masując jego plecy. - Teraz. 




Po kilku minutach wstali z huśtawki, wchodząc do domu. 




Całowali się przez cały czas, dopóki nie napotkali ściany. Louis delikatnie przyciągnął Harry'ego bliżej siebie, a chwilę później przycisnął go do ściany. Chłopcy zaczęli całować się namiętnie, natomiast Louis zaczął rozpinać guziki od koszuli Harry'ego.




Harry nie pozostał mu dłużny. Gdy tylko ten zdjął z niego koszule odrzucając ją gdzieś w kąt, osiemnastolatek pozbył się szybko koszulki szatyna, przejeżdżając opuszkami palców, po wyrzeźbionym brzuchu.




- Lou, chodźmy na górę - wyszeptał Harry, na bezdechu. 




- Okej - powiedział szatyn, podnosząc Harry'ego, który natychmiast
oplótł nogi wokół jego pasa, ponownie wpijając się w malinowe usta swojego chłopaka.



Gdy znaleźli się w sypialni, Louis zamknął drzwi, po czym powoli, delikatnie, a wręcz z czcią położył Harry'ego na łóżko. Po chwili wdrapał się na nie, siadając okrakiem na biodrach osiemnastolatka i nachylając się nad nim, by musnąć jego usta.


Harry położył swoje dłonie na biodrach Louisa, po chwili zaczął podjeżdżać wyżej i zaczął błądzić palcami po zagłębieniach jego cudownych mięśni. Błądził wzrokiem po doskonałym ciele Louis'ego i zdał sobie sprawę, że pragnie poznać każdą część jego ciała.



Już po chwili Louis ponownie pochylił się nad loczkiem i złożył na jego ustach słodki pocałunek. Chłopak odwzajemnił go, trochę przedłużając. Jego ciało było rozgrzane, a gdy podniósł głowę, zauważył na czole Louis'ego małe kropelki potu. Jego serce łomotało i nie było mowy, aby wróciło do normalnego tempa.



Ich języki znowu wiły i plątały się wokół siebie, tworząc swój własny taniec. Momentalnie zabrakło mu tchu i musiał oderwać się od chłopaka, aby zaczerpnąć powietrza. 



Zaczął tworzyć sobie niewidzialną ścieżkę pocałunków od szyi Harry'ego, aż do jego podbrzusza, w którym ciągle rosło napięcie. Osiemnastolatek spojrzał w dół i zobaczył, jak Louis delikatnie i powoli rozpina guzik jego czarnych rurek, a po chwili jeszcze wolniej rozporek.



Lou zaczął ściągać spodnie z Harry'ego, który lekko mu w tym pomógł podnosząc biodra do góry. Gdy Hazz został w samych bokserkach, Louie przejechał opuszkami palców po dość dużej wypukłości w czarnych bokserkach. Loczkowaty jęknął przeciągle, zaciskając palce na prześcieradle.



- Lou, nie baw się ze mną - wyszeptał chłopak, po czym spojrzał na Louisa, który po chwili, jednym sprawnym ruchem zdjął bieliznę z bioder ukochanego. Oblizał apetycznie usta, po czym nie czekając dłużej chwycił go pewnie w prawą dłoń i nachylił się do niego i ucałował jego główkę, a Harry sapnął cichutko.



Na początek tylko go muskał. Przejechał po całej jego długości i kiedy Hazz wypchnął biodra do przodu Louis wiedział, że chłopak chce aby on zajął się nim konkretnie.



Uśmiechnął się pod nosem po czym otworzył szeroko usta, ustawił go sobie tak by było im obu dobrze, a następnie włożył go sobie do ust jak na razie tylko główkę. Harry jęknął przeciągle i wygiął się w łuk kiedy Lou ją przygryzł delikatnie.



Szatyn chwycił chłopaka za dłoń. Ścisnął ją mocno i zaczął poruszać charakterystycznie głową. Co kilka ruchów przyspieszał ale nieważne jak bardzo by się starał, nie mógł pochłonąć go całego. Kiedy penis Harry’ego uderzał o ściankę jego gardła, był pewny, że bardziej się nie da. Ale najważniejsze, że Loczkowi było dobrze.



Po kilku minutach Lou zaczął bardzo szybko poruszać głową. Czując go w ustach twardego i nabrzmiałego uśmiechnął się lekko po czym pochłonął go całego. To ciepło, które owładnęło penisa Harry’ego sprawiło, iż chłopak od razu się rozluźnił się i trysnął białym nasieniem w usta Louis’ego.



Szatyn wysunął go z ust po czym spoglądają na zmęczonego ale szczęśliwego chłopaka połknął z uśmiechem wszystko co Hazz mu przekazał. Oblizał wargi i usiadł okrakiem na biodrach Loczka i nachylił się do niego. Złożył delikatny i ciepły pocałunek na jego ustach, a potem na policzku.



- Jesteś taki słodki… - sapnął prosto w jego wargi. W kąciku ust Louis’ego pozostało odrobinkę białego płynu więc Harry uśmiechnięty pod nosem kciukiem go starł. - Słodszy niż możesz to sobie wyobrazić. - odpowiedział i znów musnął usta chłopaka. Z czasem delikatne muśnięcie zmieniło się w zachłanny pocałunek, a penis Harry'ego ponownie stwardniał. 



- Louis... zróbmy to. Proszę...- wyszeptał ledwie słyszalnie Harry, powodując dreszcz emocji u Louis'ego.



- Harry... nie chcę, żebyś chciał to robić pod przymusem. Jeśli nie jesteś gotowy to możemy zaczekać. - oderwał się od Harry'ego, po czym spojrzał na niego z ogromnym uczuciem. Przejechał delikatnie kciukiem po jego policzku, całując go krótko w tamto miejsce. 



- Czuję, że nie będę już bardziej gotowy  - powiedział pewnym siebie głosem uśmiechając się delikatnie. Louie czym prędzej pozbył się z siebie swoich rurek oraz bokserek. Szybko wyjął lubrykant oraz paczkę prezerwatywy. Ponownie usiadł na Harry'm, całując go krótko w usta.



- Odwróć się, kochanie - wyszeptał do jego ucha, przegryzając jego płatek, na co Hazz się wzdrygnął. Szybko wykonał polecenie Louis'ego, odwracając się i lekko wypinając.



Louie przełkną ślinę, sięgając przez ramię nastolatka po tubkę lubrykantu. Pokrył palce sporą ilością żelu, niepewnie przystawiając je do wejścia Harry’ego.



Harry jęknął głośno, kiedy Louis wsunął do środka czubek jednego palca. Natychmiast chciał go wyjąć, ale chłopak pokręcił głową, oddychając ciężko.




- Jest w porządku, Lou - zapewnił Harry, wiercąc się nie co. 



Louis powoli wsunął do ciasnego wnętrza cały palec, rozciągając go.  Po kilku minutach Louis włożył drugi palec, poruszając nimi delikatnie i powoli. Harry jęknął z bólu, gdy Louis poruszył dwoma palcami trzymanymi w jego tyłku. To nie było zbyt miłe uczucie.


- W porządku? Możemy przestać jeśli chcesz - Louis przerwał na chwilę czynność, po prostu czując, że Harry czuje się nie dobrze. 




- Jest okej, tylko.... trochę dziwnie - szepnął, próbując przyzwyczaić się do tego nowego uczucia. 



 Louis złożył delikatny pocałunek w dole kręgosłupa Harry'ego, co jakby pomogło mu się rozluźnić. Louis wykorzystał to poruszając się i rozciągając jego wejście. Po chwili wyjął palce, pochylając się i liżąc obręcz ciasnych mięśni, sprawiając, że z gardła Harry'ego wyrwał się ochrypły krzyk pełen nieskrywanego pożądania. 




Przejechał językiem między pośladkami chłopaka. Wsunął czubek do środka, na co Harry wypiął się jeszcze bardziej, pragnąc więcej dotyku na spragnionej skórze.



Starszy chłopak chwycił jego pośladki, rozdzielając je i hałaśliwie liżąc zaczerwienioną obręcz mięśni, dodatkowo raz za razem wsuwając palce, aby pomóc sobie jeszcze bardziej go rozciągnąć.




- Lou...już.... proszę, Louis...- wyszeptał Harry, dysząc.



Louis wyciągnął palce z dziurki Harry'ego, prosząc aby się obrócił.




Chłopak wykonał polecenie i już po chwili leżał na plecach, wpatrując się w Louisa. Szatyn sięgnął po prezerwatywę. Niestety Harry złapał go za nadgarstek uniemożliwiając mu tego.



 - Lou... ale... zróbmy to bez tego - szepnął wskazując na prezerwatywę.



- Jesteś pewny?



- Tak tylko... bądź delikatny - poprosił, wpatrując się w niesamowicie niebieskie oczy swojego chłopaka.



- Zawsze będę dla Ciebie delikatny Hazz - szepnął prosto w jego usta, muskając je lekko. - Jesteś moim aniołem, którego nigdy nie skrzywdzę.




Louis dłońmi chwycił biodra Harry'ego unosząc je lekko ku górze i jeszcze bardziej przysunął się do chłopaka. Loczek przymknął oczy i z błogim uśmiechem na ustach oddał się Louis’emu. Czekał na ten moment. Przygryzł wargę, zaciskają powieki, gdy Louis nacisnął główką na rozluźnione mięśnie. Jęknął głucho, nieprzygotowany na coś takiego. Poczuł dyskomfort oraz ból, lecz stwierdził iż to normalne. 



- Kochanie rozluźnij się, a nie będzie aż tak boleć - wyszeptał Lou, do osiemnastolatka, który zaciskał powieki - Jeśli chcesz możemy przerwać. 



- Nie! Jest dobrze - zapewnił loczek, pomagając mu wejść głębiej krążeniami bioder. Gdy Louis wszedł w niego całą długością, Harry ścisnął biceps Louisa, oddychając głośno. Trwali tak przez kilka minut, aż Harry przyzwyczaił się do tego. - Porusz się, Boo - poprosił 



Po chwili Louis wykonał pierwszy ruch, wychodząc z Harry'ego niemalże całą długością, po czym wbił się w jego ciało. Jego jądra odbiły się od pośladków loczka, wyrywając im z ich gardła głośne jęki. 



Z czasem Louis zaczął wykonywać szybsze i mocniejsze ruchy powodując niezwykłe uczucie u Harry’ego, który po prostu nie wiedział co ma robić. Przeróżne odgłosy wychodziły z jego ust, które z sekundy na sekundę stawały się coraz głośniejsze.



Chłopak czuł go idealnie, każdą możliwą komórką. To było lepsze niż cokolwiek na tym świecie. 



- Czuję Cię, Lou - uśmiechnął się do Louisa, co ten odwzajemnił całując go delikatnie w usta. 



Kochali się powoli i  w swoim tempie, napawając się tą chwilą. Nie uciekali przed niczym, ani nic ich nie goniło. Mogli to po prostu poczuć. 



 Wystarczyła chwila gdy Louis doszedł w Harry'em, a zaraz za nim Loczek. Louis położył się obok niego niesamowicie spocony i zmęczony, a Harry ulokował swoją główkę na torsie ukochanego. Szatyn objął go ramieniem i szczęśliwy i spełniony ucałował go w czoło. Ich rozpalone i spocone ciała przylegały do siebie idealnie.



- Kocham Cię, Lou - wyszeptał, gdy jego oddech się nieco ustabilizował.



- Ja ciebie też, skarbie - powiedział, okrywając ich cienką kołdrą po czym odpłynął do krainy Morfeusza razem z ukochanym.

piątek, 6 września 2013

Will you marry me? Część II

Heeej!! Na początek. Wybaczcie, że tak długo niczego nie dodawałam, ale naprawdę nie miałam czasu. Wiecie szkoła i wgl... Wczoraj zaczęłam to pisać, a dziś skończyłam i oto druga część shota Will you marry me? Nadal zastanawiam się nad trzecią częścią, ale jak na razie jeszcze niczego nie wymyśliłam ;) Teraz kwestia rozdziałów. W miesiącu postaram się dodać dwa, lub jeden plus jakiś shot. Będą pojawiały się albo w piątki, albo w soboty. Inaczej się nie wyrobię. To dopiero druga gimnazjum, a ja mam już serdecznie wszystkiego dość. Ale cóż... taka szkoła. No i jeszcze wielkie dzięki za komentarze pod ostatnim rozdziałem! Boże... jesteście niesamowici! I widzę, że pojawiły się nowe czytelniczki, z czego jestem bardzo zadowolona :) Naprawdę to dla mnie dużo znaczy, że ktoś docenia coś co piszę. A tak a propos, to MOŻE po skończeniu tego opowiadania zacznę pisać nowe, ale to jeszcze nie jest pewne. Mam pomysł ale, może zrobię z niego shota. Jeszcze się zobaczy. No nic, to tyle ode mnie ;D Jeszcze raz dzięki!


Enjoy!! 


~~~*~~~


"Jakim sposobem światło dociera do wnętrza domu? Przez okna otwarte na oścież. A jak dociera do ludzkiej duszy? Przez wrota miłości"





Był 14 lutego, walentynki.




Przebudziłem się, otwierając delikatnie powieki. Całe ciało niemiłosiernie mnie bolało. Każda jego cząstka. Nie było miejsca, które by mnie nie piekło czy też bolało. 




Wziąłem głęboki wdech, próbując się podnieść. Natychmiast poczułem ukłucie w klatce piersiowej, oraz jak czyjeś ręce popychają mnie z powrotem na łóżko. Spojrzałem na nie, po czym na osobę, do której należały. Zobaczyłem przed sobą pielęgniarkę, która delikatnie się do mnie uśmiechała. Oderwała ręce od mojej klatki piersiowej, zapisując coś. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, gdzie się właśnie znajduję, oraz przypomniałem sobie wydarzenia z ubiegłej nocy. 



Wszystko wróciło do mnie jak fala tsunami, zalewając moją głowę obrazami z tamtego dnia. Przymknąłem powieki, spod których już po chwili zaczęły spływać łzy, przyozdabiając moje policzki. Tak doskonale pamiętałem te wszystkie kopnięcia, krzyki, płacz. I...



- Harry? Gdzie jest Harry? - wydusiłem z siebie ledwie słyszalnie, w stronę pielęgniarki.



- Kto to Harry? - zadała pytania, przypatrując mi się uważnie.



- On... on jest moim chłopakiem. Był tam wczoraj ze mną... gdzie on jest? - stłumiłem płacz, wpatrując się w brunetkę, która jedynie westchnęła głośno, przykładając dłoń do mojej twarzy i ścierając  z niej łzy.



- Hej, nie płacz. Wszystko będzie dobrze. Ten chłopak... Harry, na pewno nic mu nie jest. Jeśli tobie udało się przeżyć, jemu też. Jeśli chcesz mogę się o niego popytać, dobrze? - szepnęła, a ja jedynie skinąłem głową. A co jeśli... jeśli jego już nie ma? Gdy tylko o tym pomyślałem, wybuchnąłem niekontrolowanym płaczem. Pielęgniarka już opuściła pomieszczenie, zostawiając mnie tam samego. To takie dziwne uczucie, gdy nie ma go przy mnie...



Po kilku, a może nawet kilkunastu minutach do pokoju weszła dwójka mężczyzn. Podeszli do mojego łóżka bacznie mi się przyglądając.



- Louis, jestem detektyw Carter a to mój partner detektyw Edwards, jesteśmy z policji. Jak się czujesz?  - zapytał, a ja jedynie pociągnąłem nosem i spojrzałem w ich stronę.




- Nie jest najlepiej, ale zawsze mogło być gorzej - powiedziałem, a chwilę później detektywi wzięli krzesła i usiedli obok mnie. - Gdzie jest Harry? - spytałem, patrząc się na nich. Obydwoje spojrzeli po sobie, po czym zaczął detektyw Carter.



- Harry czeka na korytarzu. Nic mu nie jest oprócz kilku siniaków - wyjaśnił, a mi kamień spadł z serca. Poczułem się tak bardzo szczęśliwy jak nigdy nie byłem. Tak bardzo się ucieszyłem faktem, że nic mu nie jest, że jest żywy, że... po prostu jest.




- Posłuchaj Louis... Harry był już przesłuchiwany, teraz twoja kolej. Wiemy, że to może być dla ciebie trudne, ale musisz nam to wszystko opowiedzieć. - powiedział drugi z nich, a mi w oczach znów stanęły łzy. Ale musiałem się jakoś pozbierać. Tym razem nie ujdzie im to na sucho. - Louis...




- Był wieczór, około 20. - przerwałem, biorąc głęboki wdech, po czym kontynuowałem. - Poszliśmy do parku, niedaleko naszego domu. Usiedliśmy na ławce i po prostu zaczęliśmy rozmawiać. Potem... przyszli oni. Zaczęli nam... a raczej mi grozić, że coś mi zrobią za to, że tamtym razem na nich doniosłem. - przystanąłem na chwilę, lecz chciałem mieć to jak najszybciej za sobą, więc kontynuowałem. - Jack... uderzył mnie w twarz. Potem Harry coś do niego powiedział, a ja bojąc się, że może coś mu zrobić wstałem w jego obronie. No i poczułem jak tamta dwójka chwyta Harry'ego i próbuje go ode mnie odciągnąć. Później... wszystko działo się tak szybko. Upadłem na ziemię, a oni zaczęli mnie kopać. Wtedy podnieśli mnie, a Jack przystawił pistolet do mojej głowy i w momencie gdy miał naciskać na spust.. ona... nie wypaliła. Spróbował jeszcze raz, ale stało się to samo, po czym uderzył mnie w głowę, a ja straciłem przytomność i ocknąłem się dopiero tutaj - wyjaśniłem wszystko, natomiast  Ppolicjanci spisali moje zeznania. 




- Bardzo Ci dziękujemy i obiecujemy, że ich złapiemy. Muszą za to odpowiedzieć. A teraz odpoczywaj - pożegnali się, po czym wyszli, znów zostawiając mnie samego. Lecz na nie długo jak mogłem to sobie wyobrazić.




Już po kilku minutach do pomieszczenia wpadł Harry. Gdy jego oczy spotkały się z moimi, wybuchł płaczem, podbiegając do mnie i z całych sił się we mnie wtulając. Bolało mnie trochę tu i ówdzie, ale nie zwracałem na to uwagi, bo wtedy liczył się tylko on.




- Boże Louie, nawet nie masz pojęcia jak bardzo się o ciebie bałem. Już myślałem, że... - przerwał, szlochając w moją koszulkę - Gdy zobaczyłem ten pistolet... ja... ja byłem pewny, że Cię stracę... Boże.. nie wiesz jak się cieszę, LouLou - wyszeptał, nadal płacząc.




- Cii.. Harry, nie płacz kochanie... Już jest dobrze.. jestem tu- zacząłem głaskać go po plecach, co chwilę szepcząc jak mocno go kocham i jak bardzo się cieszę, że jest.




Po kilkunastu  minutach Hazz się ode mnie oderwał i spojrzał na mnie. Miał podpuchnięte i czerwone od płaczu oczy. Zaczerwienione policzki, po których spływały łzy. Opuchnięte usta i roztrzepane włosy.




- Harry, skarbie, czy oni Ci coś zrobili? - spytałem, a on jedynie pokręcił przecząco głową, a ja odetchnąłem z ulgą. - Myślałem już o najgorszym.




- Mam tylko kilka siniaków. Nic po za tym. Czego nie można powiedzieć o tobie.




- Nic mi nie będzie, słonko. Zawsze mogło być gorzej. Ważne,że tobie nic nie jest - uśmiechnąłem się do niego, przeczesując jego włosy. - Jak się wydostałeś? Jak zdołałeś im uciec Hazz? - spytałem, a on jedynie wytarł swoje policzki, wygodniej usiadł na łóżku, po czym zaczął mówić.




- W zasadzie to oni... Gdy zaprowadzili mnie to samochodu, zaczęli coś mówić, żeby mnie zabić, potem żeby zawieść mnie do jakiegoś faceta i, że może będzie miał ze mnie pożytek. Ale potem stwierdzili, że zostawią mnie gdzieś daleko, skąd nie będę mógł nigdzie trafić. No i... zostawili mnie na jakimś odludziu, najpierw zaczynając mnie bić. Gdy się ocknąłem byłem już w jakimś domu. Tamci ludzie się mną zaopiekowali i zawieźli na policje i na pogotowie.




- Tak bardzo się bałem, że coś Ci zrobią...




- A ja bałem się o ciebie. Nie o mnie. A teraz... mam wyrzuty sumienia, że kompletnie nic nie zrobiłem z tym, że teraz jesteś w tym stanie. Że... nie obronił
em Cię - wyszeptał, spuszczając wzrok.




- Hej - zacząłem, delikatnie unosząc jego podbródek, sprawiając, że spojrzał mi w oczy. - To ja powinien Cię bronić Hazz. I tak też zrobiłem i nie żałuje tego. - szepnąłem, a jego oczy znów zaszły łzami. - Tylko nie płacz Harry, proszę. Moje serce tego nie wytrzyma - powiedziałem, ścierając z jego policzków łzy. - Nie płacz, skarbie. Teraz już wszystko będzie dobrze.



Po tych słowach, loczek, wtulił się we mnie, a ja tylko mocno go objąłem.




Przeleżeliśmy tak chyba z dobre dwie godziny, aż przypomniałem sobie co dziś za dzień.




- Harry... kochanie? - zacząłem cicho, na co on poniósł głowę, z mojego torsu. Bez słowa delikatnie musnąłem jego różowe, malinowe usta. Na co odpowiedział z entuzjazmem i pogłębił pocałunek. Na oślep zacząłem szukać czegoś na stoliku obok. Gdy znalazłem małe pudełeczko oderwałem się od Harry'ego, na co on wydał z siebie pomruk niezadowolenia.




- Wszystkie najlepszego z okazji walentynek i... naszej rocznicy, skarbie - szepnąłem, na co on się uśmiechnął.




- Wiedziałem, że będziesz pamiętać - zaśmiał się uroczo, mierzwiąc moje włosy.




- Wiesz... to nie tak miało wyglądać. Miało być zupełnie inaczej...




- Lou, to nie twoja...




- Właśnie, że moja, Hazz. Gdyby nie to wczoraj, dziś wszystko wyglądałoby inaczej. Miało wyglądać inaczej. Mieliśmy pójść do restauracji. Miało być romantycznie, a potem... - urwałem na chwilę, spoglądając w jego oczy. - Doskonale wiem, że jesteś romantykiem i chciałem, żeby ten dzień był również romantyczny, ale jak widać mi nie wyszło.  I tak bardzo Cię za to przepraszam.. i wiesz... mam dla ciebie coś co miałeś dostać dziś w zupełnie innych okolicznościach, ale wyszło jak wyszło, a ja nie mogę się powstrzymywać. Czekałem już trzy miesiące... - szepnąłem, wyciągając dłoń w kierunku loczka. Spojrzał na mnie zdezorientowany, lecz na jego ustach gościł delikatny uśmieszek.




Doskonale wiedziałem, że szpital do najgorsze miejsce na oświadczyny, zwłaszcza jeśli leżysz w łóżku ze zwichniętą ręką, tysiącami siniaków na ciele, złamanymi żebrami i skaleczoną nogą, ale... jeśli nie wtedy do kiedy?




- Harry... czy - zatrzymałem się otwierając wieczko czarnego pudełeczka.  Gdy spojrzałem na twarz chłopaka, malowało się tam zdziwienie, szczęście, radości oraz.. miłość. - Wyjdziesz za mnie?



Potem czułem tylko ciepłe, wilgotne i słodkie usta na swoich oraz miliony razy wypowiedzianych 'tak'.


"Miłość zaczyna się wtedy, kiedy szczęście drugiej osoby staje się ważniejsze niż twoje"


~~~*~~~