Heeej!! Na początek. Wybaczcie, że tak długo niczego nie dodawałam, ale naprawdę nie miałam czasu. Wiecie szkoła i wgl... Wczoraj zaczęłam to pisać, a dziś skończyłam i oto druga część shota Will you marry me? Nadal zastanawiam się nad trzecią częścią, ale jak na razie jeszcze niczego nie wymyśliłam ;) Teraz kwestia rozdziałów. W miesiącu postaram się dodać dwa, lub jeden plus jakiś shot. Będą pojawiały się albo w piątki, albo w soboty. Inaczej się nie wyrobię. To dopiero druga gimnazjum, a ja mam już serdecznie wszystkiego dość. Ale cóż... taka szkoła. No i jeszcze wielkie dzięki za komentarze pod ostatnim rozdziałem! Boże... jesteście niesamowici! I widzę, że pojawiły się nowe czytelniczki, z czego jestem bardzo zadowolona :) Naprawdę to dla mnie dużo znaczy, że ktoś docenia coś co piszę. A tak a propos, to MOŻE po skończeniu tego opowiadania zacznę pisać nowe, ale to jeszcze nie jest pewne. Mam pomysł ale, może zrobię z niego shota. Jeszcze się zobaczy. No nic, to tyle ode mnie ;D Jeszcze raz dzięki!
Enjoy!!
~~~*~~~
"Jakim sposobem światło dociera do wnętrza domu? Przez okna otwarte na oścież. A jak dociera do ludzkiej duszy? Przez wrota miłości"
Był 14 lutego, walentynki.
Przebudziłem się, otwierając delikatnie powieki. Całe ciało niemiłosiernie mnie bolało. Każda jego cząstka. Nie było miejsca, które by mnie nie piekło czy też bolało.
Wziąłem głęboki wdech, próbując się podnieść. Natychmiast poczułem ukłucie w klatce piersiowej, oraz jak czyjeś ręce popychają mnie z powrotem na łóżko. Spojrzałem na nie, po czym na osobę, do której należały. Zobaczyłem przed sobą pielęgniarkę, która delikatnie się do mnie uśmiechała. Oderwała ręce od mojej klatki piersiowej, zapisując coś. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, gdzie się właśnie znajduję, oraz przypomniałem sobie wydarzenia z ubiegłej nocy.
Wszystko wróciło do mnie jak fala tsunami, zalewając moją głowę obrazami z tamtego dnia. Przymknąłem powieki, spod których już po chwili zaczęły spływać łzy, przyozdabiając moje policzki. Tak doskonale pamiętałem te wszystkie kopnięcia, krzyki, płacz. I...
- Harry? Gdzie jest Harry? - wydusiłem z siebie ledwie słyszalnie, w stronę pielęgniarki.
- Kto to Harry? - zadała pytania, przypatrując mi się uważnie.
- On... on jest moim chłopakiem. Był tam wczoraj ze mną... gdzie on jest? - stłumiłem płacz, wpatrując się w brunetkę, która jedynie westchnęła głośno, przykładając dłoń do mojej twarzy i ścierając z niej łzy.
- Hej, nie płacz. Wszystko będzie dobrze. Ten chłopak... Harry, na pewno nic mu nie jest. Jeśli tobie udało się przeżyć, jemu też. Jeśli chcesz mogę się o niego popytać, dobrze? - szepnęła, a ja jedynie skinąłem głową. A co jeśli... jeśli jego już nie ma? Gdy tylko o tym pomyślałem, wybuchnąłem niekontrolowanym płaczem. Pielęgniarka już opuściła pomieszczenie, zostawiając mnie tam samego. To takie dziwne uczucie, gdy nie ma go przy mnie...
Po kilku, a może nawet kilkunastu minutach do pokoju weszła dwójka mężczyzn. Podeszli do mojego łóżka bacznie mi się przyglądając.
- Louis, jestem detektyw Carter a to mój partner detektyw Edwards, jesteśmy z policji. Jak się czujesz? - zapytał, a ja jedynie pociągnąłem nosem i spojrzałem w ich stronę.
- Nie jest najlepiej, ale zawsze mogło być gorzej - powiedziałem, a chwilę później detektywi wzięli krzesła i usiedli obok mnie. - Gdzie jest Harry? - spytałem, patrząc się na nich. Obydwoje spojrzeli po sobie, po czym zaczął detektyw Carter.
- Harry czeka na korytarzu. Nic mu nie jest oprócz kilku siniaków - wyjaśnił, a mi kamień spadł z serca. Poczułem się tak bardzo szczęśliwy jak nigdy nie byłem. Tak bardzo się ucieszyłem faktem, że nic mu nie jest, że jest żywy, że... po prostu jest.
- Posłuchaj Louis... Harry był już przesłuchiwany, teraz twoja kolej. Wiemy, że to może być dla ciebie trudne, ale musisz nam to wszystko opowiedzieć. - powiedział drugi z nich, a mi w oczach znów stanęły łzy. Ale musiałem się jakoś pozbierać. Tym razem nie ujdzie im to na sucho. - Louis...
- Był wieczór, około 20. - przerwałem, biorąc głęboki wdech, po czym kontynuowałem. - Poszliśmy do parku, niedaleko naszego domu. Usiedliśmy na ławce i po prostu zaczęliśmy rozmawiać. Potem... przyszli oni. Zaczęli nam... a raczej mi grozić, że coś mi zrobią za to, że tamtym razem na nich doniosłem. - przystanąłem na chwilę, lecz chciałem mieć to jak najszybciej za sobą, więc kontynuowałem. - Jack... uderzył mnie w twarz. Potem Harry coś do niego powiedział, a ja bojąc się, że może coś mu zrobić wstałem w jego obronie. No i poczułem jak tamta dwójka chwyta Harry'ego i próbuje go ode mnie odciągnąć. Później... wszystko działo się tak szybko. Upadłem na ziemię, a oni zaczęli mnie kopać. Wtedy podnieśli mnie, a Jack przystawił pistolet do mojej głowy i w momencie gdy miał naciskać na spust.. ona... nie wypaliła. Spróbował jeszcze raz, ale stało się to samo, po czym uderzył mnie w głowę, a ja straciłem przytomność i ocknąłem się dopiero tutaj - wyjaśniłem wszystko, natomiast Ppolicjanci spisali moje zeznania.
- Bardzo Ci dziękujemy i obiecujemy, że ich złapiemy. Muszą za to odpowiedzieć. A teraz odpoczywaj - pożegnali się, po czym wyszli, znów zostawiając mnie samego. Lecz na nie długo jak mogłem to sobie wyobrazić.
Już po kilku minutach do pomieszczenia wpadł Harry. Gdy jego oczy spotkały się z moimi, wybuchł płaczem, podbiegając do mnie i z całych sił się we mnie wtulając. Bolało mnie trochę tu i ówdzie, ale nie zwracałem na to uwagi, bo wtedy liczył się tylko on.
- Boże Louie, nawet nie masz pojęcia jak bardzo się o ciebie bałem. Już myślałem, że... - przerwał, szlochając w moją koszulkę - Gdy zobaczyłem ten pistolet... ja... ja byłem pewny, że Cię stracę... Boże.. nie wiesz jak się cieszę, LouLou - wyszeptał, nadal płacząc.
- Cii.. Harry, nie płacz kochanie... Już jest dobrze.. jestem tu- zacząłem głaskać go po plecach, co chwilę szepcząc jak mocno go kocham i jak bardzo się cieszę, że jest.
Po kilkunastu minutach Hazz się ode mnie oderwał i spojrzał na mnie. Miał podpuchnięte i czerwone od płaczu oczy. Zaczerwienione policzki, po których spływały łzy. Opuchnięte usta i roztrzepane włosy.
- Harry, skarbie, czy oni Ci coś zrobili? - spytałem, a on jedynie pokręcił przecząco głową, a ja odetchnąłem z ulgą. - Myślałem już o najgorszym.
- Mam tylko kilka siniaków. Nic po za tym. Czego nie można powiedzieć o tobie.
- Nic mi nie będzie, słonko. Zawsze mogło być gorzej. Ważne,że tobie nic nie jest - uśmiechnąłem się do niego, przeczesując jego włosy. - Jak się wydostałeś? Jak zdołałeś im uciec Hazz? - spytałem, a on jedynie wytarł swoje policzki, wygodniej usiadł na łóżku, po czym zaczął mówić.
- W zasadzie to oni... Gdy zaprowadzili mnie to samochodu, zaczęli coś mówić, żeby mnie zabić, potem żeby zawieść mnie do jakiegoś faceta i, że może będzie miał ze mnie pożytek. Ale potem stwierdzili, że zostawią mnie gdzieś daleko, skąd nie będę mógł nigdzie trafić. No i... zostawili mnie na jakimś odludziu, najpierw zaczynając mnie bić. Gdy się ocknąłem byłem już w jakimś domu. Tamci ludzie się mną zaopiekowali i zawieźli na policje i na pogotowie.
- Tak bardzo się bałem, że coś Ci zrobią...
- A ja bałem się o ciebie. Nie o mnie. A teraz... mam wyrzuty sumienia, że kompletnie nic nie zrobiłem z tym, że teraz jesteś w tym stanie. Że... nie obronił
em Cię - wyszeptał, spuszczając wzrok.
- Hej - zacząłem, delikatnie unosząc jego podbródek, sprawiając, że spojrzał mi w oczy. - To ja powinien Cię bronić Hazz. I tak też zrobiłem i nie żałuje tego. - szepnąłem, a jego oczy znów zaszły łzami. - Tylko nie płacz Harry, proszę. Moje serce tego nie wytrzyma - powiedziałem, ścierając z jego policzków łzy. - Nie płacz, skarbie. Teraz już wszystko będzie dobrze.
Po tych słowach, loczek, wtulił się we mnie, a ja tylko mocno go objąłem.
Przeleżeliśmy tak chyba z dobre dwie godziny, aż przypomniałem sobie co dziś za dzień.
- Harry... kochanie? - zacząłem cicho, na co on poniósł głowę, z mojego torsu. Bez słowa delikatnie musnąłem jego różowe, malinowe usta. Na co odpowiedział z entuzjazmem i pogłębił pocałunek. Na oślep zacząłem szukać czegoś na stoliku obok. Gdy znalazłem małe pudełeczko oderwałem się od Harry'ego, na co on wydał z siebie pomruk niezadowolenia.
- Wszystkie najlepszego z okazji walentynek i... naszej rocznicy, skarbie - szepnąłem, na co on się uśmiechnął.
- Wiedziałem, że będziesz pamiętać - zaśmiał się uroczo, mierzwiąc moje włosy.
- Wiesz... to nie tak miało wyglądać. Miało być zupełnie inaczej...
- Lou, to nie twoja...
- Właśnie, że moja, Hazz. Gdyby nie to wczoraj, dziś wszystko wyglądałoby inaczej. Miało wyglądać inaczej. Mieliśmy pójść do restauracji. Miało być romantycznie, a potem... - urwałem na chwilę, spoglądając w jego oczy. - Doskonale wiem, że jesteś romantykiem i chciałem, żeby ten dzień był również romantyczny, ale jak widać mi nie wyszło. I tak bardzo Cię za to przepraszam.. i wiesz... mam dla ciebie coś co miałeś dostać dziś w zupełnie innych okolicznościach, ale wyszło jak wyszło, a ja nie mogę się powstrzymywać. Czekałem już trzy miesiące... - szepnąłem, wyciągając dłoń w kierunku loczka. Spojrzał na mnie zdezorientowany, lecz na jego ustach gościł delikatny uśmieszek.
Doskonale wiedziałem, że szpital do najgorsze miejsce na oświadczyny, zwłaszcza jeśli leżysz w łóżku ze zwichniętą ręką, tysiącami siniaków na ciele, złamanymi żebrami i skaleczoną nogą, ale... jeśli nie wtedy do kiedy?
- Harry... czy - zatrzymałem się otwierając wieczko czarnego pudełeczka. Gdy spojrzałem na twarz chłopaka, malowało się tam zdziwienie, szczęście, radości oraz.. miłość. - Wyjdziesz za mnie?
Potem czułem tylko ciepłe, wilgotne i słodkie usta na swoich oraz miliony razy wypowiedzianych 'tak'.
"Miłość zaczyna się wtedy, kiedy szczęście drugiej osoby staje się ważniejsze niż twoje"
~~~*~~~
O mamciu jestem pierwsza!!!! ;D Shot wyszedł ci niesamowicie, przecudownie, wspaniale ;) Naprawdę ślicznie. I mam nadzieję, że napiszesz 3 ;)
OdpowiedzUsuńJezu ja juz myslalam, ze to bedzie strasznie smutne i wgl... no wiesz, pierwsza czesc to byla masakra, nie rzeby mi sie nie podobala czy cos. Byla niesamowita tylko sceny i to wszystko sprawily, ze myslalam, ze ta druga czesc bedzie smutna i, ze Hazz nie przezyje. Ale na szczescie wszystko dobrze. No i te zareczyny. To bylo takie slodkie! Chociaz w szpitalu ;) Ale serio... cudwone <3333
OdpowiedzUsuńWiesz... powiem tak. Och i Ach xD Hahaha. No bo co można innego? Jesteś świetna. Mówiłam Ci to już milion razy i będę powtarzać do końca świata, że jesteś najlepsza ;) No chyba, że wcześniej się mnie pozbędziesz, albo ze mną nie wytrzymasz <33 Mam nadzieje, że nie, bo co ja bez ciebie zrobię? ♥♥♥ No i droga koleżanko, chcę już przeczytać zapowiedź do nowego opowiadania, które tak czy siak napiszesz ;p Już ja ci to mówię xd
OdpowiedzUsuńPięknie ci to wyszło.
OdpowiedzUsuńAhh... i śliczne cytaty wybrałaś ;* *_* *_*
Bosh. Zamarłam i zmarłam. +.+ od niedawne czytam twojego bloga, całego oczywiście i jestem pod wrażeniem. Świetne!!!!!! <3
OdpowiedzUsuńsorry - od niedawna, literóweczka...
UsuńMatko Boska... to takie słodkie... ;* Nie dość, że poprawiłaś mi humor tym one shotem to jeszcze dostałam zawału serca!! Nowe opowiadanie? O jezu... nie mogę się doczekać! I błagam napisz je bo wszystko co piszesz wychodzi ci świetnie, a opowiadania w twoim wykonaniu są niesamowite ;33
OdpowiedzUsuńGenialne *_* Masz ogromnyyyyyy talent ;) Tylko pozazdrościć <33
OdpowiedzUsuńTrzeba przyznać, że ta historia należy do tych nietypowych, ale dzięki temu jest taka... magiczna. Niesamowita.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
~Sarah
Pierwszy raz zetknęłam się z taką historią i od razu powaliła mnie na kolana. Jest tak bardzo wciągająca, że nie mogę normalnie. Byłoby miło i fajnie, gdybyś dodała częśc 3 ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę duuużo weny <333
Wow.. chyba teraz tylko to mogę powiedzieć... serio *_* Zatkało mnie. To jest genialne!
OdpowiedzUsuńKocham te twoje shoty!!! Są superowskie!!!! ;) <33
OdpowiedzUsuńPo prostu extra! I to jeszcze 14 luty... walentynki i rocznica chłopców... awww *.* Rozpływam się ;333
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że nic im nie jest i wszystko skończyło się dobrze. Liczyłam na to i ooo. Jest! Oświadczyny...hm. Może rzeczywiście szpital nie jest najlepszym miejscem, ale data 14 luty i rocznica zdecydowanie wszystko rekompensuje. Krótko mówiąc wyszło słodko, uroczo i może nie do końca romantycznie, ale mimo wszystko super! <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny. :)
http://harry-louis-larrystylinson.blogspot.com/
Naprawdę fajnie, że to wszystko się tak skończyło. Myślałam, że Louis albo Harry nie przeżyje... na szczęście wszystko okej ;) Miło aż się zrobiło ;*Zaręczyny były słodziutkie, chociaż w szpitalu. Ale naprawdę niesamowite xd
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! <33
Ślicznie ci to wszyło ;* Naprawdę masz talent.
OdpowiedzUsuńA może pomyślisz nad takim shotem gdzie Lou i Harry się zaręczają w romantyczniejszych okolicznościach? Nie żeby mi się to nie podobało, ale wiesz... ;) Było by miło <33
Awwwww. Jakie to słodkie, chociaż przyznam że szpital to nie najlepsze miejsce na oświadczyny. Nowe opowiadanie? Jestem w 100% za! Uwielbiam wszystko co piszesz i czytam to z wielką przyjemnością. Pewnie mówiłam ci to już kilka razy, ale jeszcze jeden nie zaszkodzi, MASZ OGROMNY TALENT i zapewne o tym wiesz, bo nie ja jedyna tak uważam sądząc po komentarzach nade mną ;)
OdpowiedzUsuńTakże czekam i dużo, dużo, dużo weny i wolnego czasu :D
Shot jest niesamowity. Niesamowity tak jak ty ;* Masz ogromny talent, którego mogę tylko pozazdrościć *_* Kocham xx
OdpowiedzUsuńhttp://doublegameoflove.blogspot.com/ zapraszam
OdpowiedzUsuń