poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział 11 - Tak niewiele potrzeba do zakochania.

Hej! Rozdział 11 gotowy! Cieszycie się? ;D Niestety jest on dość krótki, oraz... Cóż, Lou i Harold się jeszcze nie spotkają. I za to chciałabym was przeprosić z całego serduszka. Ale za to w tym rozdziale pojawi się inna para, którą mam nadzieję polubicie ;) Następny rozdział pojawi się jeszcze w tym tygodniu, obiecuję ;* Więc, czekajcie! 
Enjoy!!


Twoje oczy odbiciem marzeń.


2 dni później...


Nietrzeba nikomu tłumaczyć kto to jest swatka. Kobieta, dziewczyna, ale czy chłopak?

Harry postanowił się w nią pobawić.

Osiemnastolatek  zdążył w ostatniej sekundzie wbiec do sali, zanim zamknęły się drzwi do pomieszczenia. Chłopak wbiegł do niej i zajął miejsce w środkowym rzędzie obok Perrie, która jak zawsze zachwycała wyglądem.

Miała rozpuszczone włosy i czarny kapelusz. Dżinsowe spodenki, kremową koszule na krótki rękaw, czarną kamizelkę, naszyjnik i kilka bransoletek. Dziewczyna wyglądała przepięknie, czego z pewnością mogły jej zazdrościć inne dziewczyny z klasy. Nie żeby było brzydkie, ale Perrie zdecydowanie była najładniejsza. A szczególnie dla Harry'ego.

Gdy Harry się rozpakował starał się słuchać nauczycielki, lecz nie wychodziło mu to. Nie tylko ze względu na dzisiejsze spotkanie z Louisem, ale także dlatego, iż czuł się obserwowany. Większość dziewczyn z klasy co chwilę zerkały w ich stronę i posyłały słodkie uśmieszki.

- Otwórzcie książki na stronie 121. - oznajmiła nauczycielka. Chłopak szybko otworzył książkę zerkając za blondynkę siedzącą obok niej. Dziewczyna zauważył to, bo po chwili odwróciła głowę w stronę Harry'ego i się delikatnie uśmiechnęła.

- Co? - wyszeptała tym swoim cudownym głosem, uśmiechając się.

- Nic, po prostu ładnie dziś wyglądasz. Zresztą jak zawsze, ale wiesz, dziś wyjątkowo ładnie - stwierdził patrząc się na książkę.

- Hazz, bo jeszcze sobie pomyśle, że orientacje zmieniłeś - szepnęła do ucha loczka, na co ten się roześmiał. Zwróciło to uwagę nauczycielki i reszty klasy, którzy zaczęli przyglądać się tej dwójce. Hazz od razu się zarumienił spuszczając wzrok.

- Panno Edwards i Pnie Styles, romanse proszę odstawić na później. Teraz proszę się zająć lekcją - upomniała ich nauczycielka od biologii, po czym się odwróciła do tablicy i zaczęła coś na niej pisać. Hazz i Perrie jedynie na siebie spojrzeli, i cicho zachichotali.

To prawda. Ta dwójka czasami zachowywała się jak para, ale to były tylko pozory. Harry był w stu procentach gejem, a Perrie traktowała Harry'ego jak swojego brata. Byli dla siebie najlepszymi przyjaciółmi. Nic poza tym.

 
     15 : 30.


Ostatnią lekcją dla Harry'ego była historia. Minęła ona w miarę spokojnie zwłaszcza iż chłopak nie został zapytany, bo to skończyłoby się tragicznie.

Gdy lekcja się skończyła, cała klasa wyszła z sali, kierując się w stronę szatni. Gdy do niej weszli, przebrali się, opuszczając mury szkoły.

Harry jak to w zwyczaju wyszedł ze szkoły z Perrie pod ręką. Dziewczyna nie spodziewała się jeszcze tego co zaplanował jej najlepszy przyjaciel.

- A więc dziś twoja wymarzona randka! - powiedziała uradowana, wchodząc na chodnik. Harry przewrócił tylko oczami.

- Pezz ile razy mam mówić, że to nie jest randka tylko zwykłe spotkanie i tyle! A poza tym.... chodź teraz na lody, jest taka ciepła pogoda - wyszeptał ciągnąc dziewczynę przez ulicę.

Zatrzymali się przed budką, w której sprzedawali włoskie lody. Loczek zamówił dwie duże porcje. Dla siebie jak zawsze malinowe, a dla Perrie truskawkowe. Chłopak zapłacił za nie, po czym obydwoje przysiedli się na ławeczkę. Chłopak, zaczął rozglądać się w lewo i w prawo jakby kogoś szukając. Zauważyła to blondynka, która wyczuła, że coś się szykuje.

- Hazz, co ty kombinujesz? - zapytała w prost, na co Harry jedynie jeszcze bardziej się spiął.

- Ja? Ja... nic, a czemu pytasz? Ahh... zapomniałem, przecież ty jesteś mistrzynią w wymyślaniu jakiś niestworzonych historii - powiedział uśmiechając się lekko, na co dziewczyna machnęła ręką, i zaczęła jeść swoje lody.

Nagle chłopak zauważył znajomą mu twarz. Uśmiechnął się szeroko, gdy zobaczył Zayna, który jak na razie go nie zobaczył.  

- Um... słuchaj Pezz, ja już muszę iść, bo wiesz.... muszę się na spotkanie przygotować i w ogóle, także uważaj na siebie i pa - powiedział wstając z ławki. Dał dziewczynie buziaka na pożegnanie, po czym w mgnieniu oka zniknął, chowając się za krzakiem.

Hazz obserwował jak Zayn podchodzi do ławki, na której siedzi Perrie, rozglądając się. Chłopak specjalnie powiedział, że będzie na niego czekał właśnie w tamtym miejscu.

- Um... hej, słuchaj nie widziałaś może takiego chłopaka z lokami, ma osiemnaście lat i... -przerwał, gdy Perrie na niego spojrzała. Zayn wytrzeszczył oczy, a szczęka mu opadła.

Gdy tylko Harry to zobaczył, miał ochotę skakać z radości jak mała dziewczynka, lecz się od tego powstrzymał i zaczął się przysłuchiwać rozmowie.

- No cześć. Yyy.. no tak znam go, to Harry. A ty skąd go znasz, i czemu go szukasz? - zapytała, zerkając na chłopaka.

- Umówił się tu ze mną, bo powiedział, że ma ważną sprawę no to przyszedłem, a tu zamiast Harry'ego... ktoś jeszcze ładniejszy - powiedział, a na policzki Perrie wpłynęły urocze rumieńce, z którymi dziewczyna wyglądała przeuroczo. - Zaraz, to ty jesteś Perrie? - zagadnął gdy po chwili coś zaczęło mu świtać.

- No tak... aa... -przerwała dopiero teraz rozumiejąc o co chodziło Harry'emu. - O Boże... nie wiem co mu zrobię jak go spotkam - wyszeptała blondynka wstając z ławki i rozglądając się dookoła. Gdy loczek to zauważył kucnął by go nie zobaczyła. - Jak znać życie, to pewnie gdzieś tu jest i nas podgląda - wyjaśniła uśmiechając się. - Także, miło mi Cię poznać Zayn.

- Mi ciebie również Perrie - powiedział wyciągając rękę aby się przywitać. Uśmiechnął się szeroko do dziewczyny, która od razu wpadła mu w oko. Po prostu, poczuł te motylki gdy blondynka spojrzała w jego oczy. Coś niesamowitego. - A więc, nasz kochany Harry zrobił to specjalnie. No cóż... może by tak skorzystać z okazji, co ty na to? - zaproponował, uśmiechając się lekko. Blondynka się przez chwilę zastanowiła, po czym doszła do najlepszego rozwiązania.

- Myślę, że to dobry pomysł - powiedziała po chwili, a na jej twarz wpłynął kolejny szeroki uśmiech, jak i drugi rumieniec. Dzisiaj wyjątkowo często się uśmiechała i rumieniła.

Harry patrzył się jak Zayn i Perrie odchodząc. Gdy znaleźli się już dość daleko od niego, chłopak się wyprostował i szeroko uśmiechnął. Był szczęśliwy, że wszystko poszło zgodnie z jego planem i, że z tego spotkania może wyniknąć coś jeszcze.

A właśnie spotkanie!

Harry szybko wyszedł zza krzaków, po czym przebiegł przez ulicę, kierując się w stronę swojego samochodu. Gdy znalazł się przy nim, szybko do niego wszedł zapalając silnik. Wyjechał z parkingu i skręcił w prawo. Gdy miał już wjeżdżać w główną ulicę poczuł sile szarpnięcie.

Chłopak dość mocno uderzył się głową w kierownicę, pas wciął mu się w ramię powodują okropny ból, lecz nic poważniejszego się mu nie stało. Gdy się otrząsnął, spróbował wyjść z samochodu aby sprawdzić czy wszystko z nim w porządku. Gdy był już na zewnątrz doznał jeszcze większego szoku. Jego auto było całkowicie skasowane.

- Nic Ci  nie jest?! - wykrzyczał jakiś mężczyzna podbiegając do Harry'ego.

- Człowieku, skasowałeś mi auto! - wrzasnął wskazując ręką na pojazd. Mężczyzna stojący obok niego natychmiast wezwał pogotowie, gdy tylko usłyszał głośny jęk ze strony młodszego chłopaka, którego ewidentnie trzeba było opatrzyć. Następnie zadzwoniono po policję.


Po piętnastu minutach na miejscu zjawiło się pogotowie, policja oraz laweta, która zabierała właśnie samochód Harry'ego. Natomiast jego właścicielem zajmowali się lekarze, którzy stwierdzili, że trzeba zabrać Osiemnastolatka do szpitala. Na początku chłopak protestował, ale po chwili musiał się zgodzić

czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział 10 - Zagubiony w swoich uczuciach odnajdziesz drogę do miłości.

       Cześć wszystkim! Wybaczcie, że tak długo nie dodawałam rozdziału, ale nie było mnie w domu i nie miałam dostępu do komputera. Na szczęście dziś już przyjechałam i dodaje wam rozdział 10. Jest dość krótki, ale ważne, że jest, nie? ;D Następny powinien pojawić się już niedługo, więc czekajcie! ;)

Enjoy!!

Twoje oczy odbiciem pragnień.


Niewiarygodne, co miłość może zrobić z człowiekiem….


Nie myślisz o niczym innym jak tylko o tej osobie, dla której straciłeś głowę. Bujasz w obłokach i nie wiesz co wokół ciebie się dzieję. Chciałbyś tylko spędzać czas obok niej. Wpatrywać się w jego oczy, patrzeć się jak się uśmiecha i jak jest szczęśliwy.


Kierując się w stronę przystanku autobusowego, Harry myślał tylko o Louis’ie. O tym co powiedział. O tym, że zaprosił go na….spotkanie? Tak, to musi być spotkanie. Przecież to nie może być randka….nie, to na pewno nie będzie randka. Po prostu się spotkają, porozmawiają jak ludzie, a potem się rozstaną. Każdy z nich pójdzie w swoją stronę i tak się to skończy.


Po dwudziestu minutach chłopak dotarł na miejsce. Przystanął na chwilę rozglądając się czy aby autobus nie nadjeżdża. Niestety po za samochodami żaden z autobusy nie jechał.


Harry postanowił, ze usiądzie na ławce. Usiadł obok trzech dziewczyn, które bacznie mu się przyglądały. Mierzyły go wzrokiem od głowy do stóp, co chwilę coś sobie szepcząc, oraz chichocząc. Loczek, był przyzwyczajony do takich zachowań, ale czasami nie wytrzymywał. Tak też było tym razem.


Gdy jedna z dziewczyn mu się przyglądała, Harry gwałtownie obrócił głowę, patrząc się jej prosto w oczy. Brunetka natychmiast odwróciła głowę, a chłopak się uśmiechnął.


- Wyglądam jakoś dziwnie, czy może mam coś na twarzy, że mi się tak przyglądacie? - zagadnął Hazz, zwracając uwagę dziewczyn na siebie. Natychmiast się do niego obróciły, mrugając oczami. Loczek uniósł jedną brew, chcąc aby to wyglądało jakby czekał na odpowiedź, chociaż doskonale ją znał.


- Znaczy się…śliczny jesteś - powiedziała jedna z nich, która faktycznie była piękna . Ale…. Harry nigdy nie zamieniłby przystojnego, seksownego i cholernie gorącego chłopaka na jakąś tam dziewczynę.


- Chcesz się umówić? - wypalił nagle, drocząc się z dziewczyną, która jak zdążył usłyszeć nazywała się Shelly. Harry zachował kamienną twarz, lecz w duchy zachodził się ze śmiechu. Nie chciał być niegrzeczny, ale kochał robić to dziewczyną. W sumie…. to on nawet nie wiedział, co one w nim widzą.


- Ale, że… że ty tak na serio? - zapytała niedowierzająco, wpatrując się w loczka. Nagle ich uwagę przykuł czerwony autobus, który właśnie nadjechał. Harry uśmiechnął się od ucha do ucha na jego widok. Po prostu je kochał.


- Nie, żartowałem… Wybacz - powiedział, wstając z ławki, po czym  wchodząc do autobusu. Zajął miejsce po środku obok okna. Spojrzał przez nie i zobaczył te dziewczyny, które miały nieodgadnięte wyrazy twarzy, oraz bacznie mu się przyglądały. Chłopak jedynie uśmiechnął się jeszcze szerzej, odwracając głowę.


~~~*~~~ 

Po godzinie drogi Harry był na miejscu. Wyszedł z autobusy, po czym przeszedł przez ulicę, kierując się w stronę mieszkania. Dopiero teraz sobie przypomniał, że nie poinformował swojego przyjaciela o tym, że został na noc u Louisa. Ale z drugiej strony… jak miałby to zrobić skoro był pijany?


Chłopak przyśpieszył, a już po chwili znalazł się przy drzwiach do kamienicy. Wszedł do środka, po czym wszedł na schody. Zatrzymał się na drugim piętrze, przy drzwiach do swojego mieszkania. Niepewnie nacisnął na klamkę, lecz drzwi ani drgnęły.


Nacisnął jeszcze raz, tym razem drzwi się uchyliły. Chłopak odetchnął z ulgą, bo świadomość, że mógłby spędzić całe popołudnie na klatce schodowej była dość przygnębiająca.


Harry wszedł do środka i zauważył Nialla, Perrie oraz Liama, którzy siedzieli na kanapie z dziwnym wyrazem twarzy.


- Hazz?! - krzyknęła Pezz, wstając z kanapy, po czym podbiegła do chłopaka i rzuciła mu się na szyję. - Jezu, jesteś cały! Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszymy, że nic Ci nie jest! - krzyknęła uradowana, mocniej tuląc do siebie loczka, który za bardzo nie widział o co chodzi.


- A co niby miałoby mi być? - zapytał, gdy blondynka się od niego oderwała.


- Harry nie było Cię całą noc! Wiesz, co my tu przeżywaliśmy?! No nie wiem, nie mogłeś napisać, zadzwonić czy coś?! My tu odchodziliśmy od zmysłów! - krzyknął zdenerwowany Niall, podchodząc do Harry’ego, po czym mocno go przytulił. - Nawet nie wiesz jak bardzo się bałem - wyszeptał blondyn, odsuwając się od chłopaka. Harry’emu nie było dane zacząć, bo Liam również go przytulił mówiąc, aby więcej tak nie robił, bo on, Niall i Pezz zejdą na zawał. - Dobra, a gdzieś ty w ogóle był? - spytał po chwili.

Niall, tym samym stawiając chłopaka pod ścianą, która powoli się kruszyła.


- Um… no byłem na imprezie, a potem, jakoś tak wyszło…-zaczął niepewnie przyglądając się reszcie. Przewrócił oczami, po czym podszedł do kanapy i opadł na poduszki. - Byłem u Louisa, pasuje? - powiedział, gdy trójka jego przyjaciół obok niego usiadła.


- U Louis’ego? U tego Louis’ego?! Co wyście tam robili przez całą noc?! - wykrzyczał podekscytowany Niall.


- No właśnie, co wyście tam robili? - zagadnęła Pezz.


- Czyżby jakaś dzika noc? - powiedział Liam, z lekkim uśmiechem na ustach. Harry tylko przewrócił oczami.


- Matko… wy z góry zakładacie, że od razu coś było! Po prostu… upiłem się, a on to widział i zabrał mnie do siebie. I nie było żadnej dzikiej nocy Niall! - zwrócił się do przyjaciela, który jedynie przewrócił oczami i machnął ręką.


- No dobra, to opowiadaj jak tam było, ale tak z konkretami i w ogóle - powiedziała Perrie uśmiechając się.


- O…


- I bez takich, gadasz albo sami to z ciebie wyciągniemy - powiedział Niall z cwaniackim uśmiechem. Spojrzał na Liama, a potem na Perrie, która już zacierała ręce. Harry po chwili poddał się, wiedząc co jego przyjaciele chcą zrobić.


- No dobraaa - wyszeptał przeciągle Hazz, wygodniej siadając na kanapie. - No to było tak, że poszedłem na tą imprezę, no i jak tam szedłem to zetknąłem się z Tay, która powiedział mi, że mnie kocha, wiecie tak wprost, ale teraz mi nie przerywajcie, bo jeśli to zrobicie to nie będę mówił - przerwał wskazując palcem na Perrie, która już otworzyła usta w celu powiedzenia czegoś. - Więc, wszedłem do jakiegoś klubu, no i zacząłem. Najpierw jeden potem drugi i tak to poszło. A potem poznałem grupkę ludzi, w moim wieku, którzy swoją drogą byli całkiem fajni. No i po kilku głębszych, Louis mnie zobaczył, a z racji, że ja nawet nie pamiętałem gdzie mieszkam, to on zabrał mnie do siebie. No i jak się obudziłem to ogólnie pogadaliśmy a potem…. no potem zaprosił mnie na… spotkanie - opowiedział wszystko dokładnie, przyglądając się przyjaciołom, którzy wydawali się analizować każde słowo.


- Randka będzie jak nic! - krzyknęła podekscytowana blondynka, uśmiechając się szeroko.


- To nie będzie żadna randka tylko spotkanie. A poza tym, to wybaczcie ale muszę iść wziąć kąpiel i idę się położyć, bo jestem wykończony! - powiedział wstając z kanapy - Wybacz Perrie! - krzyknął, gdy był już na korytarzu. Obrócił się do dziewczyny, a ta jedynie puściła mu oczko.


Chłopak wszedł do łazienki. Zamknął drzwi na kluczyk i zaczął się rozbierać. Gdy był już nagi, wszedł pod prysznic, i odkręcił kurek z gorącą wodą. Przymknął na chwilę powieki czując ulgę po długiej i niezbyt dobrej nocy.


 Po niecałych trzydziestu minutach był już wykąpany. Wyszedł z kabiny, biorąc ręcznik i starannie się wycierać. Gdy był już suchy wyciągnął czarne bokserki, które po chwili założył na siebie. Stanął przed lustrem poprawiając mokre kosmyki włosów.


Chłopak przyglądnął się sobie.


Po kąpieli zawsze wyglądał dziwnie.


Jego włosy nie przypominały już cudownych loczków, które płeć przeciwna wręcz ubóstwiała. Chociaż mężczyźni także podlegali ich urokom. Teraz były to długie kosmyki mokrych włosów, które przeczesał je palcami, po czym wyszedł z zaparowanej łazienki.


Zamknął za sobą drzwi, po czym rozglądnął się, lecz nikogo nie zauważył. Wszedł do salonu, podchodząc do kanapy. Wtedy zauważył dużą białą kartkę na stoliku. Wziął ją, czytając to co było na niej napisane.


  Ja i Liam poszliśmy do Pezz. Sądząc, że masz niezłego kaca nie będziesz chciał z nami iść. Ale jeśli zmienisz zdanie, to zapraszamy! Całusy Niall ;)


 Harry uśmiechnął się na samą myśl o tym jak bardzo Niall go zna. Pokręcił głową, po czym skierował się do swojego pokoju. Gdy znalazł się przy drzwiach do jego pokoju, zauważył Tofika, który bacznie mu się przyglądał. Chłopak popatrzył się na niego, a po chwili do niego podszedł i kucnął.


- Co tam Tofiku? Ciężka noc? Wiem, coś o tym - wyszeptał biorąc kotka na ręce, po czym otworzył drzwi do swojego pokoju i wszedł do środka. Usiadł na łóżku, a kotka ułożył obok siebie. Wziął do ręki telefon sprawdzając czy aby mu coś nie przyszło. Spostrzegł jedno nieodebrane połączenie. Szybko odblokował telefon. Okazało się, że dzwonił Zayn. Chłopak szybko nacisnął zieloną słuchawkę, po czym przyłożył aparat do ucha. Po kilku sygnałach usłyszał głos Zayna.


- Hej, dzwoniłeś? - przywitał się, kładąc się na łóżku.


- Siema, słuchaj jest taka sprawa, dzwonił do mnie szef i mówił, żebyś jutro przyszedł godzinę wcześniej - wyjaśnił biorąc wdech - Chyba, że jeśli masz już coś zaplanowanego, także jak coś to mogę Cię zastąpić - powiedział.


- Nie no co ty, nic mi się nie stanie jak przyjdę do pracy godzinę wcześniej - wyjaśnił, biorąc kotka na ręce. Zaczął głaskać go za uchem, a ten zaczął mruczeć. Nagle Harry po drugiej stronie telefonu usłyszał jakby krzyk. - Zayn, wszystko w porządku? - zapytał siadając na łóżku.


- Wybacz moja była mnie ciągle dręczy. Ja już mam jej dość. Dlaczego nie mogę znaleźć kogoś fajnego, kto po prostu mnie pokocha - westchnął, a do głowy Harry’ego natychmiast wpadł pewien pomysł. - Dobra ja muszę kończyć, pa - powiedział, po czym się rozłączył.


Harry natychmiast zaczął układać sobie w głowie pewien plan, który miał zamiar zrealizować  jeszcze w tym tygodniu.

wtorek, 16 lipca 2013

My life without you część III.

Hej! Więc... Tak jak mówiłam dodaje trzecią część MLWY. Mam nadzieję, że to mini stories wam się podobało xd Ta część jest chyba najbardziej smutna ze wszystkich, ale wydaje mi się, że całkiem fajna, pomimo tego iż jest krótka. Teraz zabiorę się za pisanie innego shota Will you marry me?, a następnie pojawi się kolejny rozdział YEJAW. No to... miłego czytania. 

Enjoy!!



Tęsknię za tobą,

 Tęsknić to takie złe.


  Nie zapominam Cię,


   To takie smutne.


    Pamiętam dokładnie


     Dzień w którym zasnąłeś na wieki,


      Był dniem kiedy zrozumiałem,


       Że już nie będzie tak samo.


        Nigdy nie chciałem brać od ciebie pocałunku,


         W rękę na pożegnanie...


           Sądziłem, że zobaczę Cię znowu.


            Teraz wiem, że nie mogę.


              Ja już się obudził em.


               Dlaczego Ty się nie budzisz?


                 Pytam, dlaczego?


                   Nie mogę tego znieść.


                     To nie było udawanie,


                        To się stało- przeminąłeś.


                          Teraz odszedłeś


                            Nie mogę sprawić, żebyś wrócił,


                               Odchodzisz i nie wracasz....




Rodzimy się po to by żyć. Żyjemy po to by umierać. Bo życie, nie jest nic warte... 



Dochodziła godzina 19.    


Na dworze było jasno, a słońce nadal świeciło. Podmuch wiatru rozwiał moje loki, które opadły mi na oczy. Szybko je odgarnąłem, wchodząc do sklepu. Wokoło było mnóstwo różnego rodzaju kwiatów. Jedne były lepsze od drugich. Jakby żyły własnym życiem.


Rozglądnąłem się dookoła w poszukiwaniu tych perfekcyjnych. Po chwili mój wzrok zatrzymał się na pięknym bukiecie kali. Uśmiechnąłem się, chwytając bukiet, po czym podszedłem do pani stojącej na ladą. Zapłaciłem za kwiaty, a po chwili wyszedłem ze sklepu, zatrzymując się, gdy zobaczyłem jakąś parę, która trzymała się za ręce, a z nich zwisała kłódka z jakimś napisem.



"....- Jesteśmy tutaj. - powiedział Louis, chwytając mocno mnie rękę. Mogliśmy to zrobić, ponieważ w okół nas nie było za wielu ludzi, którzy mogli by nam zrobić zdjęcia.


Spacerowaliśmy wzdłuż Pont de l'Archevêché, mostu który był sławny dla par, które zostawiały na nim 'kłódki miłości'. Kłódki oznaczające wieczność. Wieczność to było to, czego potrzebowali.


- Zmęczony. - wymamrotał Louis, trącając nosem moją szyję.



- Ja?! No co ty! - zapewniłem go i mocniej zacisnąłem dłoń, wracając do naszego poprzedniego tępa.
 
Dotarliśmy do mostu, widok tych wszystkich kłódek nieco zapierał dech. Wiedza, że tak wielu ludzi z całego świata przybyli tutaj i zrobili to dla kogoś jeszcze, ogrzewała moje serce.



- Jest ich tak dużo. - wyszeptał Louis, przebiegając dłonią przez nie wszystkie. Różne kolory, faktury, style...różne historie.



Pomyślałem o ludziach, którzy staną w tym miejscy i następnych i następnych. Czy zobaczą naszą kłódkę? Co poczują, gdy staną w tym miejscu? Byłem pewien, że zostawimy po sobie jakiś ślad. Miłość jaką czułem do Louisa nie mogła zniknąć. Była niezgłębiona. Coś tak silnego nie może po prostu... zniknąć. 


- Zawieśmy także naszą i będziemy mogli wrócić do domu - wyszeptał Lou, krótko całując mnie w usta, po czym wyciągnął naszą kłódkę z kieszeni. Jęknąłem zanim podszedłem do wolnego miejsca. 



- W porządku? - zapytałem, patrząc się na Louis'ego szeroko otwartymi oczami - zbyt pełnymi. 



- W porządku - odpowiedział mi Lou bezdźwięcznie, zawieszając kłódkę i zatrzaskując, aby ją zamknąć. Gdy to zrobił, pochylił się nade mną i pocałował, jakby tylko to się liczyło. Ponieważ tak było. 



Pamiętaj nas na zawsze, HS+LT




- Kocham Cię - wyszeptałem, patrząc się w stronę Louis'a. Chłopak jak zawsze był piękny. Delikatne rysy twarzy. Idealnie ułożone włosy. Wszystko miał idealne...I wszystko było idealnie"*




Wszystko, aż to czasu... 



Pokręciłem szybko głową, kierując się w doskonale znane mi miejsce.

~~~*~~~ 


Po piętnastu minutach dotarłem na miejsce. Wszedłem przez bramę, skręcając w prawo. Przeszedłem przez pierwszą alejkę, zatrzymując się na końcu. Spojrzałem na grób, ze łzami w oczach.


- Hej Lou - przywitałem się, wkładając bukiet kwiatów do wazonu , po czym usiadłem na ławeczce. - Wiesz... tęsknię. Wiem, że mówię to już chyba setny raz, ale taka jest prawda. Naprawdę bardzo, ale to bardzo tęsknię. Tak bardzo chciałbym Cię teraz przytulić i pocałować. Usłyszeć od ciebie, że będzie dobrze. Poczuć jak mnie to siebie przytulasz i pocierasz moje plecy. Jak szepczesz mi do ucha te dwa słowa, które tak często wypowiadałeś... Tak bardzo mi ciebie brakuje....- wyszeptałem, ścierając z policzka łzę. - Nie ma dnia, żebym o tobie nie myślał. Wszystko w około mi o tobie przypomina. Nawet jak wyjdę na ulicę i zobaczę chłopaka w czerwonych rurkach. Od razu przed oczami pojawiasz mi się Ty - powiedziałem, biorąc głęboki wdech.


Patrzyłem się ciągle na czarny pomnik z jego zdjęciem. Był taki ładny. Jak zawsze. Jego włosy były idealnie ułożone, a na jego twarzy gościł lekki uśmiech. 


- Wyglądasz tu ślicznie. Jak anioł. Teraz też nim jesteś.... tylko masz skrzydła - zachichotałem, poprawiając loki. Spojrzałem w stronę nieba, patrząc się jak chmury przybierają różne postacie. - Wiem, że teraz patrzysz na mnie z góry i chcesz żebym stąd poszedł i zaczął nowe życie, ale ja nie potrafię. Nie mógłbym Cię zostawić... I wiesz....


- Harry! - przerwał mi głos mojego przyjaciela. Obróciłem głowę, zauważając Nialla, który powoli do mnie podszedł. Zmarszczyłem brwi, nie wiedząc skąd się tu znalazł. Usiadł obok mnie na ławce, patrząc się na grób. - Dobrze się czujesz?

- Skąd wiedziałeś, że tu będę? I w ogóle, coś się stało? - zignorowałem pytanie blondyna, patrząc się w jego kierunku. 


- Jakbym Cię nie zał Hazz... Posłuchaj, wczoraj dzwonił do mnie Liam. On... on się o ciebie martwi. I wiesz mi, nie jest jedyny. Wszyscy się o ciebie martwimy. Co się z tobą dzieje? Boje się, że możesz.... sobie coś zrobić - szepnął, patrząc się prosto w moje oczy. 


Nie odpowiadałem przez dłuższy czas, unikając wzroku Irlandczyka.


- Posłuchaj, ja doskonale wiem, że nie możesz sobie poradzić z śmiercią Lou, tak jak my wszyscy, ale... musisz żyć dalej. Do już koniec Harry... 


- Nie Niall - przerwałem mu, wstając z ławki. - To dopiero początek - szepnąłem, po czym odszedłem od grobu.


Słyszałem jak Niall mnie woła, lecz ja nie zwracałem na to zbytniej uwagi. Chciałem jak najszybciej dotrzeć do domu. Gdy znalazłem się przy samochodzie, otworzyłem drzwi, wsiadając do środka. Odpaliłem silnik, wyjeżdżając z parkingu.


~~~*~~~
Po godzinie dotarłem pod dom. Wysiadłem z auta, kierując się w stronę dużych, drewnianych drzwi. Otworzyłem je, wchodząc do środka. Zdjąłem buty, po czym włączyłem światło. Przeszedłem przez duży, pusty salon, wchodząc po schodach na górę. 


Gdy znalazłem się już w sypialni, podszedłem do okna, siadając na parapecie. Spojrzałem przez duże okno, spoglądając do góry. Słońce już dawno zaszło, a na niebie zamiast niebieskich chmur, pojawiło się mnóstwo złotych gwiazd. 


Spojrzałem na jedną, która wydawała się świecić najbardziej. 
  

   Jest nasza, pamiętasz, Lou? 



 Teraz pewnie spoglądasz na mnie z nieba i się uśmiechasz, a koło twoich oczu pojawiają się te urocze kurze łapki, których ty tak bardzo nienawidziłeś. Ale ja je kochałem. Kochałem w tobie absolutnie wszystko.  Kochałem wszystko co było związane z tobą. I nadal kocham.



 Pamiętasz, obiecywaliśmy sobie, że nasza miłość będzie trwała do końca świata i jeden dzień dłużej. Że nic, ani nikt nie zdoła nas rozdzielić. A jednak.... pokonała nas śmierć, Lou. A może to właśnie śmierć nas do siebie zbliżyła?


Po moim policzku spłynęła kolejna łza.


Starłem ją kciukiem, sięgając po twoje zdjęcie w ramce, które znajdowało się na stoliku niedaleko mnie. Wyglądasz tu tak pięknie.


- Już niedługo się spotkamy, Boo - wyszeptałem, ścierając łzy z policzków. Usiadłem na podłodze, wkładając rękę do kieszeni spodni. Wyjąłem z niej żyletkę. Spojrzałem na nią. Zauważyłem zaschniętą krew. Na pewno moją. Tak długo tego nie robiłem, ale...  to za dużo. Zdecydowanie za dużo. 


Podwinąłem rękaw mojej szarej koszuli, po czym przyłożyłem do nadgarstka żyletkę. Nie czekając dłużej przejechałem nią po niej. Przymknąłem powieki, czując tą niepowtarzalną ulgę. Na dębową podłogę skapnęła czerwona kropla krwi. Już po chwili znów przejechałem żyletką, tym razem po żyle i o wiele, wiele mocniej.


Teraz zrobiło mi się całkowicie słabo, a przed oczami zrobił mi się ciemno. Zrobiłem to jeszcze raz, a krew zaczęła spływać po mojej ręce, brudząc moją koszulę, spodnie oraz brązowe panele. Chwyciłem w dłonie zdjęcie mojego Louisa, opierając się plecami o ścianę. 


- Już niedługo Louie. Już za chwilę.... Już.... już za moment.

___________________________
* - Fragment z Flame of love. 

poniedziałek, 15 lipca 2013

Rozdział 9 - Poznałem nową drogę, która doprowadziła mnie do ciebie

       Hej! Więc... tak jak obiecałam dodaje rozdział 9. Na szczęście blogger już działa dobrze i mogę normalnie tu pisać ;) Mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodoba. Teraz zaczynam pisać trzecią część MLWY, następnie wezmę się za jakiegoś innego shota, a dopiero później poajwi się rozdział 10. Mam nadzieję, że to wam opowiada? ;D Liczę na komentarze.

Enjoy!!



   Twoje oczy odbicie myśli.


Alkohol bardzo szybko - ze względu na niewielki rozmiar cząsteczek - jest wchłaniany przez organizm, wywołując zmiany w samopoczuciu i nastroju, przez większość konsumentów odbierane jako przyjemne. 

Działanie alkoholu w organizmie zaczyna się już po kilku minutach od spożycia. Alkohol dostaje się do krwiobiegu, a za jego pośrednictwem do mózgu. Następnie zostaje przetransportowany do kory mózgowej, która przetwarza sygnały wpływające na zachowanie człowieka. Pojawiają się najpierw pozytywne odczucia w postaci beztroski, rozluźnienia, dobrego humoru. 

Alkohol powoduje także szczerość u ludzi. 

Stają się bardziej otwarci i mówią rzeczy, których nigdy by nie powiedzieli gdyby byli trzeźwi, lub bardzo chcieli by to powiedzieć.
  

  Harry powoli otwierał swoje powieki. Napotkał światło, które podrażniło jego źrenice, więc szybko przymknął powieki, opadając na poduszki. Przekręcił się na drugi bok, ponownie otwierając oczy. Tym razem udało mu się. Podniósł się do pozycji siedzącej, przeczesując włosy. Gdy konkretnie otworzył powieki, mało co nie krzyknął, gdy zorientował się, że nie jest w swoim pokoju.

Rozglądnął się dookoła.

Pokój był miętowy, natomiast meble w nim były białe i swoją drogą piękne. Chłopak pomyślał, że znajduje się w pokoju jakiejś dziewczyny. Szybko jednak odrzucił tę myśl gdy zobaczył garnitur, który wisiał na wieszaku.

Pokój był dużych rozmiarów, a na środku leżał biały dywanik, który wyglądał na bardzo mięciutki.

Nagle jego serce stanęło.

Drzwi do pokoju się otworzyły, a w nich stanął obiekt westchnień Harry'ego.

Louis.

Był ubrany w czarne opięte spodnie, oraz jasną różową koszulkę, na krótki rękaw. Loczek zmarszczył brwi, nie wiedząc co robi w pokoju Louisa. A może... może to był po prostu sen. Kolejny zboczony sen Harry'ego z głównym udziałem jego i Lou. Chciał to sprawdzić.

Jedną z rąk miał pod kołdrą, więc uszczypnął się w nogą, ale niestety to nic nie dało. Louis nadal stał w progu drzwi, bacznie przyglądając się Harry'emu. Po chwili chłopak zamknął za sobą drzwi, podchodząc do łóżka, na którym leżał loczek, po czym delikatnie usiadł na jego skraju.

- Masz... to na pewno pomoże na kaca - wręczył mu szklankę z wodą, oraz jak sądził aspirynę, którą po chwili Hazz przyjął z cichym "dzięki", po czym ją połknął. Odłożył szklankę z wodą na stolik, który znajdował się obok łóżka, po czym spojrzał na Louisa.

- Louis.... powiedź mi co ja tu robię? - zapytał, bardzo ciekawy odpowiedzi. Patrzył się wyczekująco na Louisa, który jedynie westchnął, siadając wygodniej na dużym łóżku.

- Wczoraj poszedłeś na imprezę. Nie wiem ile wypiłeś, ale jak Cię zobaczyłem to ledwie stałeś pod ścianą z jakąś panienką, która się do ciebie kleiła. Nie chciałem Cię tam samego zostawiać, zwłaszcza, że nawet nie wiedziałeś gdzie mieszkasz. No to wziąłem Cię do siebie, bo co miałem zrobić. Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz, ale ja chciałem dobrze - wyjaśnił, mówiąc to wszystko jakby o wczorajszej pogodzie, gdy Harry nic z tego nie pamiętał.

- Nie, skądże... wielkie dzięki. Wiesz bałem się, że wylądowałem u jakiejś dziewczyny - powiedział, uśmiechając się, co od razu odwzajemnił Louis. - Słuchaj... a mówiłem, coś? - zapytał, gdy uświadomił sobie, że gdy jest pijany to ma bardzo długi język i mógł coś palnąć. Na przykład...że zakochał się w Louis'ie....

- Um...no cóż, mówiłeś, że jesteś nieszczęśliwy, że nie ma Cię kto przytulić i, że twoja koleżanka dziś..znaczy wczoraj Ci powiedziała, że się w tobie zakochała, a ty masz tego wszystkiego dość i...- urwał nie widząc co powiedzieć. Nie wiedział, czy to powiedzieć czy też nie.

- I....?

- No i, że jesteś gejem- powiedział, bacznie patrząc się na Harry'ego i na jego reakcje. Chłopak jedynie uderzył się otwartą dłonią w głowę, przymykając oczy - Ale, Hazz...ja nie mam nic przeciwko. Przecież to tylko orientacja prawda, poza tym....-urwał, spuszczając wzrok.

- Coś się stało? - zapytał lekko wystraszony Hazz, patrząc na Louisa. Ten podniósł wzrok, biorąc głęboki wdech.

- No bo ja też jestem gejem - wyjaśnił, patrząc się na loczka, który najpierw nie wiedział co powiedzieć, ale potem ucieszył się jak dziecko, które dostało nową zabawkę. Louis był..... To była najlepsza wiadomość od wielu tygodni. Harry powstrzymywał się o szerokiego uśmiechu, zagryzając dolną wargę, na co bacznie patrzył się Louis.

- Ale...zaraz, a ta dziewczyna, z którą Cię widziałem? - zapytał, marszcząc brwi, gdy sobie przypomniał jak dziewczyna obejmuje jego Louisa. Zaraz...

Stop!

Louis nie był jego! A przynajmniej na razie.

- Lottie? To moja siostra. Przyjechała tu na tydzień, żeby mnie odwiedzić i wszędzie chodziliśmy razem - wyjaśnił, uśmiechając się miło, do chłopaka, który poczuł się lekko zażenowany, gdy dowiedział się, że dziewczyna, z którą wszędzie widywał Louisa, okazała się jego siostrą.

- Ohh...więc masz siostrę? Ja też...straszne utrapienie - powiedział, przez śmiech.

- Ty masz jedną, a ja mam cztery!

- Cztery? - zapytał nie dowierzając.

- No cztery. Lottie jest najstarsza i na oko w twoim wieku, potem jest Fizzy, która ma 12 lat, oraz bliźniaczki daisy i phoebe które mają po 5 lat. Wiesz mi...wychowywanie się z czterema siostrami było bardzo meczące no i cóż było bardzo głośne! Ale niczego nie żałuje, kocham je, a one mnie chyba też - powiedział, patrząc się na Harry'ego, który swój wzrok skupił na garniturze.

- Um... wybacz za pytanie, ale... masz chłopaka? - zapytał nieśmiało z wielką nadzieją, że odpowiedzią okarze się zwykłe 'nie'. - Znaczy się, nie myśl sobie, że ja jestem jakimś zboczenicem czy coś, tylko ten garnitur i wiesz...

- Nic się nie stało. Garnitur jest mój, a chłopaka nie mam - wyjaśnił wpatrując się w loczka, który się słodko zarumienił, spuszczając głowę. Na chwilę pomiędzy nimi zapadła cisza. - Um..także, ja wychodzę.

- Jasne, ja już się zmywam.

- Znaczy się nie chodziło mi o to, tylko wiesz... nie będziesz się ubierać przy mnie, no nie? - powiedział uśmiechnięty, po czym opuścił pokój. Harry wziął głęboki wdech, odkrywając się. Wstał z bardzo wygodnego i dość dużego łóżka, ubierając swoje spodnie, które znajdowały się na podłodze. Szybko je ubrał, zapinając guzik, następnie wciągając na siebie koszulkę. Jeszcze raz się rozglądnął, po czym zdecydował się wyjść.

Zamknął za sobą drzwi, po czym zeszedł ze schodów, wprost do salonu. Chłopak dopiero teraz zobaczył jak mieszka Louis i trzeba było przyznać, że wystrój domu nie należał do tych najtańszych. Salon był bardzo duży i bardzo ładny. Harry'emu od razu się tam spodobało i już pomyślał, że mógłby tutaj spędzić resztę swojego życia.

Chłopak podszedł kominka, na którym stało kilka fotografii. Harry wziął jedną z nich i zaczął się przyglądać. Na zdjęciu był Louis wraz ze swoimi siostrami. Wyglądali przepięknie. Siostry Louisa były naprawdę piękne i urocze, a sam Lou... Był nieziemski. Harry mógłby wpatrywać się w niego całymi wiekami. A zwłaszcza w jego oczy....

- Wszystko w porządku? - z rozmyśleń wyrwał Harry'ego głos Louisa. Loczek szybko się obrócił napotykając uśmiechniętego szatyna.

- Um... wybacz, że tak się przyglądam, ale jakoś.... - zaczął się bronić, odstawiając ramkę ze zdjęciem na swoje poprzednie miejsce. - Ładnie wyszliście - powiedział, uśmiechając się - Um... no to ja chyba już się będę zbierać. Nie będę Ci przeszkadzać, i tak za długo już tu zabalowałem - wyszeptał patrząc się na telefon.

- Wcale nie przeszkadzasz, ale jeśli Ci się śpieszy to nie będę zatrzymywał...- powiedział kierując się z Louis'em w stronę wyjścia. Hazz założył buty oraz schował telefon do kieszeni spodni.

- Jeszcze raz dzięki, że mi pomogłeś i w ogóle - podziękował, chwytając za klamkę drzwi. - No to cześć! - pożegnał się otwierając drzwi, gdy miał już wychodzić zatrzymał go Louis.

- Hazz... słuchaj, bo się tak zastanawiałem, czy nie chciałbyś.... - przerwał przybliżając się do Harry'ego. - Zastanawiałem się… czy nie chciałbyś wyjść jutro gdzieś wieczorem? Ze mną? - wyszeptał, przegryzając dolną wargę.

 To pytanie spowodowało, że nogi Harry'ego ugięły się podnim. Nie spodziewał się tego. 
 
- Ja… - zaczął, zaciskając usta, aby odpędzić miłe uczucie rozchodzące się po jego ciele z każdym jego oddechem - Z chęcią gdzieś z tobą pójdę, Lou. - powiedział Hazz przełykając ślinę.  

- To świetnie - powiedział nagle Louis, powodując, że Harry spojrzał na niego, a potem w jego oczy. Dziwnie błyszczące jakimś uczuciem. - Wpadnę po ciebie o szóstej, okej? Tylko powiedź mi gdzie mieszkasz, no chyba, że nadal nie pamiętasz - zaśmiał się uroczo. 

- Ok, masz jakąś kartkę? - spojrzał na niego, uśmichając się. Lou zniknął gdzieś w korytarzy, a po chwili pojawił się z małą karteczką i długopisem. Harry przyjął od niego kartkę oraz długopis, po czym napisał adres swojego domu i....przez chwilę zastanawiał się czy nie zapisać jego numeru telefonu. Chwilę się zastanawiał, lecz po chwili zdecydował, i w dolnym prawym rogu, napisał swój numer telefonu.


Po chwili wręczył karteczkę Louis'owi, który od razu się uśmiechnął. 

- Więc do jutra, LouLou - pożegnał się Harry, patrząć jak policzki chłopaka przyzdabia słodki rumieniec. Zszedł ze schodów, oddalając się od Louisa. W nagłym przypływie odwagi, odwrócił się do szatyna i pomachał mu na pożegnanie, po czym skierował się na przystanek autobusowy

Rozdział 8 - Za dużo historii, które teraz stają się rzeczywistością.

       Twoje oczy zwierciadło duszy twej... 


Słowo jest częścią porozumiewania się nas, ludzi. Najprostsza forma komunikacji od dawnych lat. Jest cząsteczką zdania. Jest nazwą jakiegoś przedmiotu, czynu, bądź i innych rzeczy na tym świecie. Słowo jest tylko wytworem naszych strun głosowych bądź palców, tak więc na świecie nie będzie nic znaczyło, chyba że zostanie motywacją do czynów. Słowo może się nie spełnić, będąc wtedy kłamstwem bo to ma wtedy tylko charakter oszukawczy.

Ale jak bardzo słowa, mogą sprawić, że inny człowiek nabierze nadziei? Nadziei na to, iż jest jeszcze jakaś szansa na...związek? 

Harry zawiązywał właśnie sznurowadła w swoich butach, siedząc na podłodze, jak zawsze. Gdy praca została wykonana, chłopak podniósł się, po czym przejrzał się w lusterku. Stwierdził iż wygląda całkiem dobrze. 

Gdy miał już opuszczać mieszkanie, drzwi się otworzyły, a w nich Harry zobaczył Nialla i Liama, którzy się całowali. Chłopak natychmiast odwrócił wzrok, otwierając szeroko oczy. 

- Um....no to może ja nie będę wam przeszkadzać - wyszeptał, wychodząc z mieszkania, omijając chłopców. - Jak coś to nie wrócę na noc. Tylko nie szalejcie zbytnio! - krzyknął schodząc po schodach. Obrócił głowę, napotykając dziękujące spojrzenie Nialla, na które Hazz się szeroko uśmiechnął. 

Gdy znajdował się już na dworze, ruszył w kierunku swojego samochodu. Otworzył drzwi, po czym wszedł do środka. Wyją kilkanaście banknotów ze schowka, które włożył do tylnej kieszeni swoich czarnych rurek, po czym zamknął samochód, kierując się w stronę jego dzisiejszego lokum. 

Idąc przez most Westminsterski, Harry zauważył pewnego chłopaka, który bardzo przykuł jego uwagę. Szybko się obejrzał, lecz niestety po chwili uderzył się otwartą dłonią w głowę. 

Chłopak bardzo, ale to bardzo przypominał Louisa. No...a przynajmniej tak wydawało się Harry'emu. Miał kasztanowe włosy, które były ułożone w trochę inny sposób, niż w taki w jaki nosi je Louis, ale co najważniejsze miał czerwone rurki. A z tego, co loczek zdążył się zorientować Louie, kochał kolorowe spodnie, tylko nie widział, czy jego przypuszczenia są słuszne. 

Osiemnastolatek szybko się ocknął z zamyślenia, gdy wpadł na jakąś dziewczynę. Szybko ją przeprosił, po czym pomógł jej wstać, gdyż ta się wywróciła. Lecz gdy tylko spojrzał na jej twarz, już od razu żałował, że jej pomógł. 

- Tay? - wyszeptał niedowierzająco, marszcząc brwi i otwierając lekko usta. Dziewczyna popatrzyła się na niego uśmiechając się jak głupia. 

- Hej Harry - przywitała, przytulając się do chłopaka, który natychmiast jeszcze bardziej zmarszczył brwi, czując jej zapach. Wykrzywił się, po czym szybko ją od siebie odciągnął. - Coś się stało? - zapytała, jakby nie wiedziała o co chodzi. 

- Jezu...czy ty jesteś taka głupia, czy taką udajesz? Odwal się ode mnie! Mam Cię już serdecznie dość, rozumiesz?! Zostaw w spokoju Perrie i mnie. Dziewczyno, tu masz jakąś obsesje! Powinnaś się leczyć. Ja jestem tolerancyjny i wszystko rozumiem, ale zrozum, ja Cię nie kocham! Możesz być jedynie moją koleżanką z klasy, nic poza tym. Ja....nie chcę mieć do czynienia z chorą psychicznie dziewczyną! - wykrzyczał jej prosto w twarz, to wszystko co tłumił w sobie, od bardzo dawna. Nareszcie poczuł ulgę, gdy to wszystko jej powiedział. Spojrzał na dziewczynę, która zdawała się być lekko wystraszona.

- Ale...jak to? Ty....ty mnie nie lubisz? A ja myślałam, że będziemy razem i, że będziemy parą i, że ty mnie kochasz, bo ja Cię kocham - powiedziała, a jej oczy się zaszkliły. Nagle Harry'ego coś jakby ukuło w serce. W końcu ktoś mu wyznał miłość. Ale....to była Tay. To była dziewczyna. I co najważniejsze, to nie był Louis. A to właśnie od niego Harry chciał usłyszeć te dwa słowa. Tylko od niego....

- Posłuchaj...ja wiem, że to może być trudne, ale musisz zrozumieć, że ja nic do ciebie nie czuję i nigdy nie poczuje. Jesteś tylko i wyłącznie moją koleżanką z klasy...nic poza tym. - wyjaśnił, w duchu winiąc się za to, że dziewczyn się w nim zakochała. Nie widział dlaczego bo w końcu to nie była jego wina, ale jednak....

- Ohh....ok, rozumiem. Kochasz inną, prawda? To Perrie? - zapytała, wpatrując się w Harry'ego. 

- Nie, to nie Perrie - zaprzeczył, uśmiechając się delikatnie pod nosem. - Pezz, to po prostu moja bardzo bliska przyjaciółka, i...wiesz, tak zakochałem się w kimś. To cudowna osoba i naprawdę mi na niej zależy. Przepraszam - powiedział zażenowany zaistniałą sytuacją. 

- Rozumiem. I...nie masz za co przepraszać. To ja powinnam przeprosić, bo zachowywałam się jak idiotka, gdy ty ewidentnie uświadamiałeś mi, że mnie nie.....że mnie nie kochasz. Wiesz...chcę tylko wiedzieć. W czym ona jest lepsza, ode mnie? - zapytała, sprawiając, że Harry w duchu zaczął się skręcać ze śmiechu, gdy dziewczyna powiedziała 'ona'. Och....gdyby tylko wiedziała, jaka jest prawda byłaby bardzo zaskoczona.

- Nie chodzi o to, że ta osoba jest od ciebie w czymś lepsza. Posłuchaj, jesteś piękną dziewczyną i na pewno znajdziesz kogoś, kto Cię pokocha, wiesz tak naprawdę i będzie z tobą - wyszeptał, przegryzając wargę. 

- Ale powiedź - nalegała, nie dając za wygraną, więc Harry musiał się poddać. 

- Ma wszystko idealne. I co najważniejsze jest wspaniałą osobą, którą pokochałem ....-powiedział, tym samym przyznając się, przed samym sobą, że zakochał się w Louis'ie. Nie zauroczył czy coś w tym stylu. Po prostu się w nim zakochał i stracił dla niego głowę. 

Harry spojrzał na dziewczynę, która się uśmiechała, patrząc na swoje palce. Po chwili uniosła głowę, patrząc się na w oczy chłopaka. 

- Ok...więc, jeszcze raz Cię przepraszam i życzę Ci powodzenia z nią - powiedziała, obchodząc Harry'ego. 

Chłopak jedynie powiedział ciche "dziękuje". Chwilę patrzył się jak dziewczyna znika w tłumie ludzi. Dopiero po chwili się ocknął i szeroko się uśmiechnął. Był z siebie cholernie dumny, że przyznał się, że kocha Louisa. Chociaż czasem wydawało mu się, że skończy się to znowu złamanym sercem. 

Po chwili znowu ruszył w kierunku klubu, w którym miał się dziś zabawić. Musiał jakoś odreagować te wszystkie przykre spotkania, które ostatnio miały miejsca i zdecydowanie było ich za dużo. 



 Po niecałych trzydziestu minutach, Harry był na miejscu. Stanął za dwiema dziewczynami w koku, czekając na swoją kolejkę, aby wejść do środka. Po niecałych dziesięciu minutach tęgi mężczyzna sprawdził jego dowód. Przypatrzył się jemu, a po chwili wpuścił do środka.

Przekraczając prób, zobaczył mnóstwo ludzi, którzy tańczyli, siedzieli przy barze i pili kolejne kolejki, lub tych, którzy już się zataczali, pomimo wczesnej godziny. Hazz wziął głęboki wdech, kierując się w stronę baru, po drodze mijając kilka dziewczyn, które zaczęły się do niego lepić. Już wtedy pożałował, iż nie wybrał się do baru dla gejów i lesbijek. Chociaż wtedy byli by chłopacy...

Chłopak usiadł na wysokim krześle, wpatrując się w pewną dziewczynę, która bacznie mu się przyglądała. Harry uśmiechnął się pod nosem, obracając się w stronę barmana. Jeszcze raz obrócił głowę, w poprzednią stronę, natrafiając na dziewczynę, która stała już obok niego z lekkim uśmiechem. Była średnią brunetką, z piękną twarzą.

- Jesteśmy napaleni, co? - szepnęła słodkim głosem, na co Harry zmarszczył brwi. 

- Wybacz, ale gram w innej lidze - wyjaśnił, ochrypłym głosem, wpatrując się w dziewczynę, która chyba przez chwilę zdawała się analizować słowa, które wypowiedział Harry, lecz po chwili uśmiechnęła się szeroko, po czym odeszła od chłopaka.

- Podać coś? - głos barmana wyrwał Harry'ego z zamyśleń.

- Martini - odpowiedział Hazz, wyjmując z kieszeni telefon, w celu sprawdzenia godziny. Na wyświetlaczu widniała 21.30. Chłopak wziął głęboki wdech i wyjął oliwkę z napoju zjadając ją. Następnie przechylił kieliszek koktajlowy w kształcie odwróconego stożka, z napojem, wlewając je do gardła.

Drink jakoś specjalnie na niego nie podziałam, więc Harry zamówił kolejnego.


~~~*~~~


Już po godzinie, i mnóstwo wypitych drinków, Harry opierał się o ścianę nie mogąc iść. Nie dość, że był strasznie pijany to w dodatku jakaś dziewczyna się do niego przyczepiła. Znowu dziewczyna....

Nagle jego oczy zalustrowały znajomą mu postać. Zmrużył oczy, gdy ta postać zaczęła się do niego zbliżać. Chłopak natychmiast odepchnął od siebie dziewczynę, próbując się wyprostować, lecz nie wyszło mu to z godnie z planem. 

- Harry? - zapytał niedowierzający głos Louisa, który chwycił młodszego chłopaka za ramię, by ten nie upadł. Popatrzył na niego z lekkim przerażeniem, bo nie myślał, że taki chłopak jak Harry może się tak upić. A podobno był taki grzeczny....

- Louis? - zagadnął pijany Styles, podpierając się o chłopaka. Chwilę później, Harry odepchnął od siebie Louisa, próbując ustać na nogach. Spojrzał na twarz szatyna i wtedy coś w nim pękło. Po jego policzku spłynęła pojedyncza łza. 

- Hazz, co się stało? - spytał wyraźnie zaniepokojony Louis. Harry nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ obok nich pojawił się jakiś chłopak, który próbował wyrwać loczka, z uścisku Louisa. 

- Harry, chodź, idziemy jeszcze na jednego! - krzyknął jakiś facet, na oko, w wieku Louisa. 

- O nie, nie. Harry na dziś kończy! - powiedział stanowczo Lou, biorąc chłopaka pod ramię. Gdy tamten chłopak, z tego co zdołał się zorientować Louis, Jack, nadal nalegał, Louis'owi puściły nerwy - Słuchaj, weź się odwal od Harry'ego, zrozumiano?! On na dziś kończy imprezę! - krzyknął, po czym skierował się w stronę wyjścia. 

Gdy znaleźli się już na zewnątrz, Louis oparł Harry'ego o ścianę, próbując go ocucić.

- Hazz! - krzyknął, lekko zdenerwowany, potrząsając loczkiem. Ten jedynie oparł głowę o ramię szatyna, wdychając jego cudowny zapach. Pomimo tego, iż był pijany ten zapach mógł rozpoznać nawet na końcu świata. 

Louis po krótkim namyśle, zdecydował się zawieść Harry'ego do jego mieszkania. Chwycił chłopaka jedną ręką w pasie, a drugą trzymał jego, która znajdowała się na jego plecach. 

- Louuu - wyszeptał przeciągle Hazz, przykuwając uwagę starszego chłopaka - Ja jestem taki nieszczęśliwy! - powiedział, wzdychając ciężko. - Nie mam chłopaka, nie mam do kogo się przytulić, mam dość szkoły i tej cholernej pracy! A w dodatku jedna z moich koleżanek ze szkoły powiedziała mi dziś, że się we mnie zakochała! Tak....widzisz jestem homo, możesz mnie teraz znienawidzić, ale ja się tego nie wstydzę - powiedział dumnie, a Louis przewrócił oczami. 

- Zamknij się Harry! Jakie zostawię...jesteś pijany i siedź cicho - powiedział Lou, otwierając swój samochód. Wsadził Harry'ego na miejsce pasażera, zapinając pasy, po czym sam usiadł na miejscu kierowy i odpalił auto. Wyjechał z parkingu, kierując się w stronę...no właśnie w jaką stronę? - Harry, gdzie mieszkasz? Podaj nazwę ulicy - poprosił stając na chwilę, na uboczu drogi.

- 123456789 - wyszeptał niezrozumiale, po czym obrócił się i głośno ziewnął. Lou przewrócił oczami, po czym zdecydował się zabrać Harry'ego do swojego domu.   

sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 7 - Znowu się pojawiasz, wzbudzając moją miłość

      Hej robaczki! Wybaczcie, że tak długo nie dodawałam rozdziału, ale komp mi się popsuł i musiałam czekać, aż jakiś tam koleś mi go naprawi. Na szczęście odzyskałam mój skarb i dodaje rozdział 7. W sumie to jest taki sobie. Ale w następnym rozdziale będzie tego więcej obiecuje. Nie wiem tylko kiedy się pojawi, ponieważ jutro wyjeżdżam i nie będzie mnie przez tydzień. Więc następnego rozdziału możecie się spodziewać najpóźniej w poniedziałek, ale ten następny ;) No to tyle ode mnie. 

Enjoy!!


 Twoje oczy niczym bławatki na łące...


Londyn jest pięknym miastem położonym Wielkiej Brytanii.

Wszystkie zabytki, miejsca, posiadają swoje własne historie oraz mnóstwo tajemnic, które jeszcze czekają aby je odkryć. Wszystkie są piękne, tak samo jak Londyn. Mieszkają tam różni ludzie, którzy są podobni do tych zabytków. Również mają swoje własne historie, które gotuje im życie. Mnóstwo tajemnic, które trzymają w głębi serca. Ale czy tą najważniejszą można ukrywać? Czy można ukrywać miłość?

Bo jak ktoś kiedyś powiedział, miłość to nieracjonalne uczucie bliskości - wywołane wtórnym przeżywaniem własnych emocji.

Ciekawe jak długo można trzymać ją w głębi serca, tak by nie chcieć aby ujrzała światło dzienne, i pozostała tam do końca życia...


Lekki podmuch wiatru rozwiał włosy Harry'ego, który właśnie wyszedł ze szkoły. Na dworze było ciepło, lecz gdzie nie gdzie pojawiał się przyjemny zimny wiatr. Chłopak zatrzymał się na chwilę, by zaczekać na swoją przyjaciółkę. Stojąc obok budynku szkoły, spojrzał w górę, lecz natychmiast przymrużył powieki, i spuścił głowę. Nie musiał długo czekać na dziewczynę. 

Chwilę później, Perrie wyszła ze szkoły, jak zawsze uśmiechnięta, krocząc w stronę Harry'ego, który się zadumał. A myślał o nikim innym, jak o Louis'ie. Ten chłopak nadal siedział w głowie loczka i nie chciał z niej wyjść.

- A ty coś taki zadumany co? Może jeszcze jedna rundka zakupów? - zagadnęła Pezz, chwytając Harry'ego pod rękę. Chłopak natychmiast oprzytomniał, po czym podążył za dziewczyną.

- O nie! Co to, to nie! Nie dam się namówić na kolejne zakupy! Wolałbym już dostać różyczkę - krzyknął, a dziewczyna się zaśmiała.

- Ohh...było aż tak źle? Mi się tam podobało, ale wątpię, żebyś ty zapomniał o swoim księciu - wyszeptała, patrząc się na Harry'ego. Chłopak tylko przewrócił oczami, po czym pociągnął Perrie w stronę wyjścia.

- Perrie! - krzyknął ktoś, a Harry i Pezz obrócili się w stronę tego głosu. Dostrzegli jedną z koleżanek z klasy, za którymi Harry specjalnie nie przepadał. Ta dziewczyna próbowała się ciągle do niego dobierać. Zawsze wykorzystywała Perrie, mając nadzieję, że ta pomoże jej jakoś dotrzeć do Harry'ego.

Była ona wysoką blondynką, o niebieskich oczach. Włosy miała lekko kręcone, i trzeba przyznać, że była naprawdę ładna i nie jeden chłopak zabiegał o jej względy. Ale ona wszystkich odpychała, ponieważ chciała tego jedynego.

Chciała Harry'ego.

Niestety chłopak nie był w żadnym stopniu nią zainteresowany czy jakkolwiek zauroczony. Był w stu procentach gejem, więc nie interesowały go dziewczyny. Interesowali go chłopacy. A zwłaszcza taki jeden...

- Spokojnie, coś wymyślę. Zaczekaj na mnie, ok? - powiedziała, a gdy Harry skinął głową, oddaliła się od niego i ruszyła w stronę niejakiej Taylor.

Gdy Harry miał już przechodzić przez ulicę, z oddali usłyszał swoje imię. Obrócił się, a to co, a raczej kogo zobaczył sprawiło, że jego serce zabiło sto razy szybciej.

- Hej - przywitał się Louis, podchodząc do Harry'ego. 

- Cześć - odpowiedział loczek, za bardzo nie wiedząc, co Louis robi pod jego szkołą, a w dodatku skąd wiedział, że Harry się tu uczy. - Um....coś się stało, czy coś? - zapytał, po chwili gdy pomiędzy nimi zapanowała cisza.

- Chciałem się tylko zapytać, czy wszystko jest ok. Wiesz....wczoraj się wywróciłeś i trochę się wystraszyłem, bo nie chciałbym gdyby coś Ci się stało - wyjaśnił, a Harry starannie analizował każde słowo, które wypowiedział Louis. Nie chciałbym gdyby coś Ci się stało... - Także widzę, że wszystko jest dobrze, więc niepotrzebnie się martwiłem, ale wiesz. Jestem dość troskliwy...

- Wszystko jest dobrze, no może poza bolącą nogą, ale to przejdzie - przerwał szatynowi, uśmiechając się delikatnie.- Ale tak w ogóle to skąd wiesz, że ja tu chodzę do szkoły? - zapytał bardzo zainteresowany odpowiedzą chłopaka. A może...jednak była jakaś szansa, że Louis też coś do niego czuł.

- Um...głupio mówić, ale...Zayn mi powiedział. Na pewno go znasz bo pracujecie razem, a ja musiałem się...znaczy..ee....chciałem się dowiedzieć, czy na pewno nic Ci nie jest - wyjaśnił, rumieniąc się przy tym. - Nie obrażaj się za to, na niego. Na początku nie chciał mówić, ale po tym jak lekko go przycisnąłem to powiedział - wyszeptał, wkładając ręce do kieszeni swoich krótkich, zielonych spodenek.

- Ok, nic się nie stało - powiedział, odwracając wzrok, gdy Louis spojrzał prosto w jego oczy. Nagle rozległ się dźwięk telefonu. Harry spojrzał na Louisa, który wyjął telefon, zapewne sprawdzając kto do niego dzwoni. Szybko jednak odrzucił połączenie. - Jeśli to coś ważnego....

- Nie. To z pracy. Oddzwonię później...ciągle mi dupe zawracając, wiesz mi, to bardzo męczące! - powiedział, wkładając telefon do kieszeni. - Także...wiesz, chciałem się zapytać czy dziś miałbyś czas, żeby się ze mną...- i nagle przerwał, gdy jego telefon znów zaczął dzwonić. Wkurzony wyjął telefon, po czym odebrał.

Natomiast Harry stał jak wryty, nie wiedząc co powiedzieć, po tym jak usłyszał te słowa od Louisa. Czy on...?

Chciałem się zapytać czy dziś miałbyś czas, żeby się ze mną...

 Umówić? 

Na randkę? 

A ta randka skończy się w mieszkaniu jednego z nich?

Nie, nie.

To na pewno nie było to, o czym myślał Harry. To nie mogło być to. Bo w końcu taki chłopak jak Louis, nie może być homo, prawda? Chłopak, który wydobył od Zayna informację, na temat tego, gdzie się uczy, a potem do niego przyjechał i zapytał się, czy wszystko jest dobrze. Harry nie wiedział co o tym myśleć.

Po kilku minutach, Louis rozłączył się z kimś, z kim rozmawiał przez telefon, po czym znowu schował go do kieszeni i spojrzał na Harry'ego, który miał spuszczoną głowę i zdawał się być w "innym świecie"

- Um... wszystko dobrze? - zapytał troskliwy głos Louisa, sprawiając, że Harry automatycznie podniósł głowę. - Wybacz, że się powtarzam, ale z reguły ja jestem bardzo troskliwy i opiekuńczy...

- Um...nie, nie, po prostu się zamyśliłem - wyjaśnił, patrząc się na usta Louisa, które właśnie rozciągały się w lekkim uśmiechu. - Słuchaj bo ja już muszę iść, wybacz, ale mam plany na wieczór - powiedział, po czym odsunął się od szatyna na dwa kroki.

- Aha...um..ok, więc życzę udanej imprezy, chyba, że się mylę? - zagadnął, lekko smutny.

- Nie, nie milisz się - powiedział Hazz, przechodząc przez ulicę. - Więc pa! - powiedział, po czym szybko udał się w stronę domu, chcąc oddalić się od Louisa. Nie dlatego, że go nie lubił, czy coś w tym stylu. Po prostu...gdy ten chłopak przebywał w pobliżu Harry'ego, to loczka przechodziły dreszcze oraz nagłe fale gorąca i nie ze względu na to, że był czerwiec.

Harry był ciekawy jednego.

Co chciał zaproponować mu Louis. Gdyby nie ten głupi telefon to teraz by wiedział. A może..może to było po prostu coś nie wartego jego uwagi. Może szatyn chciał aby Hazz w czymś mu pomógł, związanym z jego pracą. W końcu był kurierem. Sam nie wiedział.

Nagle usłyszał jakby ktoś do niego biegł. Chłopak obrócił się i zobaczył Perrie. Dziewczyna, miała buty na koturnie, lecz nie przeszkodziło jej to w biegu do loczka.

Harry przystanął, czekając na blondynkę. Gdy na nią czekał, zauważył Louisa, który wsiada do czarnego Jepp'a. Mimo odległości, która dzieliła go od chłopaka, doskonale widział wyraz jego twarzy.

Była smutna.

Loczek nie wiedział dlaczego. Dlatego, że powiedział, że idzie na imprezę? Do prawdy nie miał pojęcia.

Gdy chłopak patrzył się, jak Louis odjeżdża swoim samochodem, nie zauważył, że Perrie już do niego podeszła i zaczęła się na niego wpatrywać.

- Harry! Ziemia do ciebie! - krzyknęła, wyrywając chłopaka z zamyślenia.

- Co? A, tak....um...czego ona znowu chciała? - zapytał, obracając się w poprzednią stronę, po czym ruszył.

- Traktujesz ją zbyt drobiazgowo. Ja wiem, że ty nie jesteś hetero, ani bi, ale mógłbyś czasem ją grzecznie wysłuchać i powiedzieć, że po prostu nie jesteś nią zainteresowany. I teraz zanim mi przerwiesz. Tay pytała się czy masz kogoś. No to ja jej grzecznie odpowiedziałam, że jeszcze nie. A ona zaczęła dalej dopytywać, w końcu wiesz jaka jest. Powiedziałam jej, że masz kogoś na oku i nie mniej mi tego za złe! - ostatnie słowa powiedziała głośniej patrząc się na Harry'ego, który jedynie lekko się zaczerwienił i uśmiechnął się. - No ogółem, zaczęła pytać czy się w kimś nie zakochałeś. Ja jej przerwałam, bo się wkurzyłam, mówiąc, żeby się najlepiej trzymała od ciebie z daleka, bo jeśli liczy przynajmniej na przyjaźń z twojej strony, to niech nie wtyka nosa w nie swoje sprawy! No powiedziałam jej, że osoba, którą Hazz "podobno" kocha, jeśli tylko dowie się o niej, to nie będzie miała łatwego życia - wyjaśniła, wymachując rękoma.

- Pezz...czy to nie jest czasem szantaż, z twojej strony? - zagadnął, spoglądając na nią.

- Szantaż?!  Ja? No co ty! Ja jej tylko łagodnie uświadomiła, że powoli zarówno ja jak i ty mamy jej dość i żeby się po prostu od ciebie odwaliła! A poza tym to powinieneś mi podziękować - powiedziała krzywiąc się lekko.

- Ohh....bardzo dziękuje najdroższa! - powiedział całując ją w policzek.

- No dobra, dobra! A teraz mi mów czego chciał od ciebie twój Romeo? - zapytała, cicho chichocząc pod nosem.

- No nic...po prostu przyjechał, żeby się zapytać, czy wszystko jest w porządku, wiesz...po tym jak się wywaliłem w kawiarni. No i...i tyle - wyjaśnił.

- Hazz masz mnie za kretynkę?! Znamy się za długo, żebym Ci uwierzyła! No dalej gadaj co Ci jeszcze powiedział!

- Boże...jesteś gorsza niż moja babcia! Ale dobra - poddał się, wiedząc, że dziewczyna prędzej czy później dowie, się co konkretnie powiedział mu Louis. - No mówiłem, że pytał się, czy wszystko jest dobrze, no a potem zapytał się, czy jeśli miałbym dziś czas, to czy mógłbym się z nim....no i tu urwał, bo jego telefon zadzwonił - powiedział, wpatrując się w swoje buty.

- Hmm...dziwne. W sumie, taki chłopak, który "podobno" ma dziewczynę, przyjeżdża specjalnie pod szkołę jakiegoś tam ucznia, który wywalił się w kawiarni! Dobre sobie! - powiedziała, ciągnąc chłopaka przez ulicę. - Dobra, ja muszę lecieć. Tylko nie upij się zbytnio na tej imprezie - wyszeptała, żegnając się z chłopakiem, po czym zniknęła za drzwiami swojego domu.

Harry natomiast idąc do domu, wszystko starannie analizował. Każde słowo Perrie, oraz Louisa. Analizując to wszystko nawet nie spostrzegł gdy dotarł już pod mieszkanie.