Enjoy!!
Tęsknię za tobą,
Tęsknić to takie złe.
Nie zapominam Cię,
To takie smutne.
Pamiętam dokładnie
Dzień w którym zasnąłeś na wieki,
Był dniem kiedy zrozumiałem,
Że już nie będzie tak samo.
Nigdy nie chciałem brać od ciebie pocałunku,
W rękę na pożegnanie...
Sądziłem, że zobaczę Cię znowu.
Teraz wiem, że nie mogę.
Ja już się obudziłem.
Dlaczego Ty się nie budzisz?
Pytam, dlaczego?
Nie mogę tego znieść.
To nie było udawanie,
To się stało- przeminąłeś.
Teraz odszedłeś
Nie mogę sprawić, żebyś wrócił,
Odchodzisz i nie wracasz....
Każdy kolejny dzień powinien różnic się od poprzedniego. A ty cieszyć się, że w ogóle nadszedł, ale dla mnie każdy kolejny dzień był i będzie taki sam, bo jego nie ma już przy mnie, i nigdy nie będzie. Nigdy...
Niewiarygodne jak życie może być nie sprawiedliwe. Jak Bóg może być nie sprawiedliwy. Nie mogę zrozumieć dlaczego zabrał mi mojego Louis'ego do siebie. Najpierw spokojnie patrzył się na to, jak Modest przekreśla nasz związek, a potem tak po prostu go zabrał.
Dlaczego?
Nie było nam dobrze. Dusiliśmy się w tym chorym układzie. Cierpieliśmy nie mogąc powiedzieć światu, że jesteśmy razem. Ale daliśmy rade i wytrwaliśmy. W bólu, kłamstwie i kłótniach.... nasza miłość zwyciężyła, więc dlaczego tak po prostu mi go zabrałeś?
Wyszedłem z domu, zamykając za sobą drzwi na klucz. Uderzyły we mnie promienie słońca, oraz chłodny, przyjemny wietrzyk. Pogoda była piękna. Słońce świeciło, ptaki śpiewały, wyśpiewując swoją własną melodię, która wydawała się być idealna. Wszystko wokół było takie kolorowe. Pełne życia...
Zawsze w taką pogodę chodziliśmy razem do parku.
".... - No chodź Louuu! - krzyknąłem, za moim chłopakiem zwracając uwagę kilku przechodniów. Jak zwykle musiał zatrzymać się przy sklepie ze słodyczami. Przewrócił oczami, po czym wszedł do sklepu. Uśmiechnąłem się, kręcąc głową.
Nie trwało to długo. Już po kilku minutach, wyszedł ze sklepu z ogromnym bananem na twarzy, a w dłoniach trzymał dwa kolorowe lizaki.
- Matko, dwudziestojednolatek, a zachowuje się jak małe dziecko! - krzyknąłem rozbawiony, podchodząc do niego. Stanąłem przed nim, wpatrując się w tą roześmianą twarz. - Jak małe dziecko - powtórzyłem, patrząc się w jego oczy, gdy tylko je uniósł i skierował w moją stronę. Były takie piękne...
- Nie sądzę, żeby Ci to przeszkadzało, szkrabie - szepnął, uwodzicielskim tonem, przegryzając wargę. Nie czekając na odpowiedź, pociągnął mnie w stronę parku, do którego się kierowaliśmy.
Już po kilku minutach byliśmy na miejscu. Znaleźliśmy jakieś miejsce, gdzie nikt by nam nie przeszkadzał. Usiedliśmy pod dużym drzewem. Ja oparłem się o jego pień, a Louis wcisnął się pomiędzy moje nogi. Objąłem go w pasie, przyciągając jeszcze bliżej siebie.
Przymknąłem powieki, czując go obok mnie. Czując, że jest... mój. Ucałowałem go w szyję, na co Lou zamruczał z aprobatą. Przejechałem nosem, po jego karku, docierając do ucha. Przegryzłem delikatnie jego płatek, na co on cichutko jęknął.
- Kocham Cię - szepnąłem, układając głowę, na ramieniu mojego ukochanego.
- Ja ciebie bardziej - odwrócił się, patrząc się w moje oczy. Z taką troskliwością, pożądaniem i uczuciem, które było w tym wszystkim najpiękniejsze. Tak jak on. - Zawsze będę Cię kochał. Moje miejsce zawsze będzie tu, Harry - powiedział, słodkim głosem, przykładając rękę do lewej strony mojej klatki piersiowej. - Zawsze tu będę..."
I jesteś.
Na zawsze w moim sercu. To miejsce należy tylko do ciebie i nie oddam go nikomu innemu. Obydwoje o tym doskonale wiemy.
Westchnąłem głośno, schodząc z ostatniego schodka. Wsiadłem do mojego auta, po czym wyjechałem na ulicę, włączając się w ruch uliczny.
~~~*~~~
Wjechałem na podjazd. Zatrzymałem się i wyłączyłem silnik. Wziąłem telefon, po czym wyszedłem z samochodu, następnie go zamykając. Gdy znalazłem się przed drzwiami do domu Liama i Danielle, zapukałem, a już po kilku chwilach, drzwi otworzyła mi Dani. Jak zwykle piękna.
-
Hej Harry! Wchodź - przywitała się ze mną, całując w policzek. Wszedłem
do domu, zamykając za sobą drzwi. Danielle i Liam wzięli ślub i mają
już pierwsze dziecko. Darcy jest prześliczną dziewczynką o brązowych,
dużych oczkach, karmelowych włosach i ślicznej twarzy.
Pamiętam jak byłem obecny przy porodzie. Od razu po urodzeniu Darcy chciałem pobiec do Louis'ego i oznajmić mu, że zostaliśmy wujkami. Czułem jak moje serce pęka, gdy nagle dotarło do mnie, że jego już nie ma.
Pamiętam jak byłem obecny przy porodzie. Od razu po urodzeniu Darcy chciałem pobiec do Louis'ego i oznajmić mu, że zostaliśmy wujkami. Czułem jak moje serce pęka, gdy nagle dotarło do mnie, że jego już nie ma.
- Hej Hazz! - po chwili podszedł do mnie Liam, witając się.
- Hej - szepnąłem, uśmiechając się słabo.
-
Jeszcze raz, wielkie dzięki, że się zgodziłeś - powiedział, gdy Dan,
zniknęła gdzieś w kuchni. Przeszliśmy do salonu, gdzie bawiła się mała
Darcy.
-
Wujek Hally! - krzyknęła gdy tylko mnie zobaczyła. Na moją twarz wpłyną
jeszcze większy uśmiech, gdy dziewczynka podbiegła do mnie i rzuciła mi
się w ramiona. Natychmiast ją objąłem, podnosząc do góry. - Hally,
zostanies ze mną? Bo mama i tata gdzies wychodzą - wyjaśniła,
uśmiechając się do mnie.
-
No pewnie, że z tobą zostanę - powiedziałem radośnie, na co dziewczynka
się we mnie wtuliła. Bardzo ją kochałem. Była taka śliczna i urocza. Po prostu cudowna...
-
Darcy, kochanie, tylko nie wymęcz wujka Harry'ego zbytnio, dobrze? A ty
Hazz się nie daj! - po chwili do salonu wróciła Dan, wręczając mi
butelkę z piciem, którą odłożyłem na stolik. - Dobra, to ja idę jeszcze
do łazienki i zaraz możemy jechać - powiedziała oddalając się.
Gdy Danielle zniknęła, usiadłem z Darcy na kanapie, a obok mnie usiadł Liam.
-
Harry? - zwrócił się do mnie, a ja na niego spojrzałem. - Dzwonimy do
ciebie codziennie, ale ty nie odbierasz. Wiem, że to trudne, ale ja
naprawdę chcę wiedzieć... Jak się trzymasz? Wiesz... minęło już dość
dużo czasu, ale...
-
Jest dobrze - zapewniłem go, poprawiając się na kanapie. Liam spojrzał
na mnie z uniesioną brwią, na co przewróciłem oczami. - Li, naprawdę
jest dobrze.
-
Harry, znamy się od 5 lat. Wiem kiedy jest coś nie tak. Powiedź mi...
dalej się tniesz? - zapytał, łagodnie spoglądając na moje nadgarstki. Na
szczęście były czyste. Nie robiłem tego od pół roku. Ale czasami miałem
straszną ochotę. - Nadal tak często płaczesz?
-
Wszystkie łzy wyciekły jeszcze dwa lata temu, Liam. Nie pamiętasz, jak
to było...- zacząłem ale nie mogłem skończyć. Moje oczy zaszły łzami.
Zacisnąłem powieki próbując się nie rozpłakać. Miałem być silny prawda?
Dla ciebie, Lou.
-
Przepraszam, nie powinienem - szepnął, tuląc mnie do siebie. Objąłem go
ramieniem, wycierając oczy. Po chwili się od siebie odsunęliśmy. -
Pamiętaj, że pomimo tego, iż Louis'ego już nie ma, One Direction nie
istnieje, my nadal będziemy trzymać się razem. Będziemy z tobą Hazz... -
powiedział, na co ja delikatnie przytaknąłem głową. się
- Pamiętam i nigdy nie zapomnę - wyszeptałem, uśmiechając się do niego.
-
Chłopcy wszystko w porządku? - do salonu weszła Danielle już całkowicie
gotowa. Spojrzeliśmy na nią, uśmiechając się delikatnie.
- Jasne, wszystko w porządku - zapewnił ją Liam, wstając z kanapy. - To co gotowa, możemy jechać? - zapytał ją, podchodząc do Dani. Dziewczyna skinęła głową, patrząc się w moją stronę.
- Bawcie się dobrze! - powiedziałem, na co oboje się słodko uśmiechnęli. Po kilku minutach opuścili dom, pozostawiając mnie samego z małą Darcy. Włączyłem telewizor, po czym zacząłem szukać jakiejś bajki, ponieważ mała chciała coś pooglądać. Usiadła obok mnie, wtulając się we mnie.
- Wujku? - szepnęła swoim słodkim głosikiem, sprawiając, że moja twarz, powędrowała ku brązowym oczkom. - Zrobimy lody? - zapytała, na co ja się uśmiechnąłem. Bez słowa, wstałem z kanapy, po czym przeszedłem do kuchni. Posadziłem małą na krześle, a sam wyciągnąłem potrzebne składniki.
- Mogą być malinowe? - zapytałem, patrząc na dziewczynkę, która po chwili namyślenia energetycznie potrząsnęła głową.
Po godzinie, lody były gotowe.
Wraz z Darcy wyszliśmy na dwór, wchodząc do pięknego ogrodu. Dziewczynka od razy pobiegła do swojego małego stoliczka, z pięknymi białymi krzesełkami, natomiast ja, usiadłem na huśtawce, zajadając się pysznymi malinowymi lodami. Przez cały czas patrzyłem się na małą, która jadła lody, i mówiła coś do swojej lalki.
Nagle uderzył we mnie ciepły wiatr, sprawiając, iż moje loki, wpadły mi do oczu. Odłożyłem lody, poprawiając niesforne kosmyki. Podniosłem delikatnie głowę, patrząc się na bezchmurne niebo. Patrzyłem się w nie, a po moim policzku spłynęła łza. Kolejna łza....
"...Siedziałem na ławeczce, w ogrodzie, wtulony w ciało Louis'ego. Obejmował mnie ramieniem, próbując przybliżyć mnie jeszcze bliżej siebie. Kochałem tak spędzać z nim czas. To było coś wspaniałego. Poprawiłem moje włosy, tym samym spoglądając na roześmianą dwójkę dzieci, która szła, daleko od nas, lecz jednak była dobrze zauważalna.
- Lou? - szepnąłem, podnosząc głowę. Wyprostowałem się, wpatrując się w oczy Louisa.
- Coś się stało? - spytał, odgarniając moje włosy, które spadły mi na oczy.
- Wiesz... chciałbyś mieć dzieci? - wyszeptałem cicho, rumieniąc się, gdy Louis spojrzał na mnie dużymi oczami.- Ze mną... - zagryzłem dolną wargę, patrząc się jak na usta Louisa wkrada się coraz to większy uśmiech.
- Dzieci? - zapytał nie dowierzając, na co ja, spuściłem wzrok, lekko zawstydzony.
- Nie ważne. Na pewno ich nie chcesz...
- Skąd wiesz, że ich nie chcę? - zapytał, marszcząc przy tym brwi. Wyglądał cholernie słodko. - W końcu, po długim poszukiwaniu, w 2010 roku, znalazłem osobę, która zmieniła moje życie na lepsze. I to właśnie z tą osobę, chcę mieć dzieci. Z tobą Harreh - wyszeptał tuż przy moich ustach, po czym delikatnie je musnął.
- Naprawdę? - upewniłem się, gdy się lekko od siebie odsunęliśmy.
- Na sto procent - powiedział, uśmiechając się szeroko.
- A ile? - dopytałem bardzo podekscytowany.
- Najwyżej dwójkę - wyszeptał, całując mnie w czoło. - Zresztą.... nie ważne ile. Ważne, że z tobą. Z osobą, która sprawiła, że moje życie stało się lepsze do kwadratu - powiedział, patrząc się na mnie, na co oboje wybuchliśmy śmiechem..."
Głupie marzenia. Bo marzenia są głupie, prawda Boo? Człowiek planuje coś, czego potem nie będzie mógł spełnić. Zupełnie idiotyczne. Jak mogliśmy być tacy głupi, Louis? Ale wtedy wydawało się to być takie piękne. Nasze wspólne marzenia. A teraz.... te marzenia to tylko wspomnienia.
Wspomnienia, które nawiedzają mnie całymi dniami. Wszystko na co nie spojrzę, przypomina mi Ciebie. Kolorowe rurki, szelki, marchewki, bluzki w paski, nawet gołębie. Boże... co miłość robi z człowiekiem.
Bo miłość wymyślili idioci. A my jak idioci się w sobie zakochaliśmy. Ale warto być idiotą dla Ciebie. I wiesz mi, nigdy tego nie żałowałem... niczego co było związane z tobą. Co jest związane z Tobą.
- Jasne, wszystko w porządku - zapewnił ją Liam, wstając z kanapy. - To co gotowa, możemy jechać? - zapytał ją, podchodząc do Dani. Dziewczyna skinęła głową, patrząc się w moją stronę.
- Bawcie się dobrze! - powiedziałem, na co oboje się słodko uśmiechnęli. Po kilku minutach opuścili dom, pozostawiając mnie samego z małą Darcy. Włączyłem telewizor, po czym zacząłem szukać jakiejś bajki, ponieważ mała chciała coś pooglądać. Usiadła obok mnie, wtulając się we mnie.
- Wujku? - szepnęła swoim słodkim głosikiem, sprawiając, że moja twarz, powędrowała ku brązowym oczkom. - Zrobimy lody? - zapytała, na co ja się uśmiechnąłem. Bez słowa, wstałem z kanapy, po czym przeszedłem do kuchni. Posadziłem małą na krześle, a sam wyciągnąłem potrzebne składniki.
- Mogą być malinowe? - zapytałem, patrząc na dziewczynkę, która po chwili namyślenia energetycznie potrząsnęła głową.
Po godzinie, lody były gotowe.
Wraz z Darcy wyszliśmy na dwór, wchodząc do pięknego ogrodu. Dziewczynka od razy pobiegła do swojego małego stoliczka, z pięknymi białymi krzesełkami, natomiast ja, usiadłem na huśtawce, zajadając się pysznymi malinowymi lodami. Przez cały czas patrzyłem się na małą, która jadła lody, i mówiła coś do swojej lalki.
Nagle uderzył we mnie ciepły wiatr, sprawiając, iż moje loki, wpadły mi do oczu. Odłożyłem lody, poprawiając niesforne kosmyki. Podniosłem delikatnie głowę, patrząc się na bezchmurne niebo. Patrzyłem się w nie, a po moim policzku spłynęła łza. Kolejna łza....
"...Siedziałem na ławeczce, w ogrodzie, wtulony w ciało Louis'ego. Obejmował mnie ramieniem, próbując przybliżyć mnie jeszcze bliżej siebie. Kochałem tak spędzać z nim czas. To było coś wspaniałego. Poprawiłem moje włosy, tym samym spoglądając na roześmianą dwójkę dzieci, która szła, daleko od nas, lecz jednak była dobrze zauważalna.
- Lou? - szepnąłem, podnosząc głowę. Wyprostowałem się, wpatrując się w oczy Louisa.
- Coś się stało? - spytał, odgarniając moje włosy, które spadły mi na oczy.
- Wiesz... chciałbyś mieć dzieci? - wyszeptałem cicho, rumieniąc się, gdy Louis spojrzał na mnie dużymi oczami.- Ze mną... - zagryzłem dolną wargę, patrząc się jak na usta Louisa wkrada się coraz to większy uśmiech.
- Dzieci? - zapytał nie dowierzając, na co ja, spuściłem wzrok, lekko zawstydzony.
- Nie ważne. Na pewno ich nie chcesz...
- Skąd wiesz, że ich nie chcę? - zapytał, marszcząc przy tym brwi. Wyglądał cholernie słodko. - W końcu, po długim poszukiwaniu, w 2010 roku, znalazłem osobę, która zmieniła moje życie na lepsze. I to właśnie z tą osobę, chcę mieć dzieci. Z tobą Harreh - wyszeptał tuż przy moich ustach, po czym delikatnie je musnął.
- Naprawdę? - upewniłem się, gdy się lekko od siebie odsunęliśmy.
- Na sto procent - powiedział, uśmiechając się szeroko.
- A ile? - dopytałem bardzo podekscytowany.
- Najwyżej dwójkę - wyszeptał, całując mnie w czoło. - Zresztą.... nie ważne ile. Ważne, że z tobą. Z osobą, która sprawiła, że moje życie stało się lepsze do kwadratu - powiedział, patrząc się na mnie, na co oboje wybuchliśmy śmiechem..."
Głupie marzenia. Bo marzenia są głupie, prawda Boo? Człowiek planuje coś, czego potem nie będzie mógł spełnić. Zupełnie idiotyczne. Jak mogliśmy być tacy głupi, Louis? Ale wtedy wydawało się to być takie piękne. Nasze wspólne marzenia. A teraz.... te marzenia to tylko wspomnienia.
Wspomnienia, które nawiedzają mnie całymi dniami. Wszystko na co nie spojrzę, przypomina mi Ciebie. Kolorowe rurki, szelki, marchewki, bluzki w paski, nawet gołębie. Boże... co miłość robi z człowiekiem.
Bo miłość wymyślili idioci. A my jak idioci się w sobie zakochaliśmy. Ale warto być idiotą dla Ciebie. I wiesz mi, nigdy tego nie żałowałem... niczego co było związane z tobą. Co jest związane z Tobą.
Ohhhh.... jakie to wszystko smutne jest. Jak bardzo Hazz cierpi bo stracie Lou. Aż mi się płakać chce. Coś wspaniałego :)
OdpowiedzUsuńNo zaraz się porycze. Czemu Harry musi tak cierpieć. Najpierw ten zasrany modest, a teraz Louis umarł. Biedaczek.... a jak przecztałam to " Pamiętam jak byłem obecny przy porodzie. Od razu po urodzeniu Darcy chciałem pobiec do Louis'ego i oznajmić mu, że zostaliśmy wujkami. Czułem jak moje serce pęka, gdy nagle dotarło do mnie, że jego już nie ma" W oczach automatycznie pojawiły mi się łzy.
OdpowiedzUsuńStrasznie smutne, a jednocześnie strasznie wspaniałe ;) Masz talent.
OdpowiedzUsuńNie wiem co powiedzieć.... sam shot jest w sobie genialny... to jak opisujesz uczucia Harry'ego to coś niesamowitego, a do tego te wspomnienia.... Smutne jak cholera... Ale tak jak powyżej... smutne ale wspaniałe ;3
OdpowiedzUsuńI love it! ;)
OdpowiedzUsuńBrak mi słów. to wszystko jest takie smutne że o mało się nie rozryczałam :( Ten shot jest cudowny taki pełen uczuć i ogólnie świetny. Nie wiem co jeszcze napisać bo... po prostu nie wiem co brak mi słów.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i czekam na rozdział i następną część one shota.
Coś niesamowitego.... mało co się nie rozpłakałam. Takie to smutne...
OdpowiedzUsuńGenialny shot. Tyle w nim bólu, cierpienia i uczuć... Wszystko jest idealnie opisane. Naprawdę wspaniale ci to wszyło i już z niecierpliwością czekam na dalszą część jak i rozdział 5 ;D
OdpowiedzUsuńNie masz pojęcia jak bardzo czekałam na tą częśc. No normalnie teraz takiego banana mam na twarzy, że szok! ;D Ta część wyszła ci, zresztą tak jak poprzednia. No i czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuńJest niesamowity! Taki smutny, prawie się popłakałam :( Nie mogę się doczekać już na następne części :> życzę weny :*
OdpowiedzUsuń