Hej! Więc... Tak jak mówiłam dodaje trzecią część MLWY. Mam nadzieję, że to mini stories wam się podobało xd Ta część jest chyba najbardziej smutna ze wszystkich, ale wydaje mi się, że całkiem fajna, pomimo tego iż jest krótka. Teraz zabiorę się za pisanie innego shota Will you marry me?, a następnie pojawi się kolejny rozdział YEJAW. No to... miłego czytania.
Enjoy!!
Tęsknię za tobą,
Tęsknić to takie złe.
Nie zapominam Cię,
To takie smutne.
Pamiętam dokładnie
Dzień w którym zasnąłeś na wieki,
Był dniem kiedy zrozumiałem,
Że już nie będzie tak samo.
Nigdy nie chciałem brać od ciebie pocałunku,
W rękę na pożegnanie...
Sądziłem, że zobaczę Cię znowu.
Teraz wiem, że nie mogę.
Ja już się obudził em.
Dlaczego Ty się nie budzisz?
Pytam, dlaczego?
Nie mogę tego znieść.
To nie było udawanie,
To się stało- przeminąłeś.
Teraz odszedłeś
Nie mogę sprawić, żebyś wrócił,
Odchodzisz i nie wracasz....
Rodzimy się po to by żyć. Żyjemy po to by umierać. Bo życie, nie jest nic warte...
Dochodziła godzina 19.
Na dworze było jasno, a słońce nadal świeciło. Podmuch wiatru rozwiał moje loki, które opadły mi na oczy. Szybko je odgarnąłem, wchodząc do sklepu. Wokoło było mnóstwo różnego rodzaju kwiatów. Jedne były lepsze od drugich. Jakby żyły własnym życiem.
Rozglądnąłem się dookoła w poszukiwaniu tych perfekcyjnych. Po chwili mój wzrok zatrzymał się na pięknym bukiecie kali. Uśmiechnąłem się, chwytając bukiet, po czym podszedłem do pani stojącej na ladą. Zapłaciłem za kwiaty, a po chwili wyszedłem ze sklepu, zatrzymując się, gdy zobaczyłem jakąś parę, która trzymała się za ręce, a z nich zwisała kłódka z jakimś napisem.
"....- Jesteśmy tutaj. - powiedział Louis, chwytając mocno mnie rękę. Mogliśmy to zrobić, ponieważ w okół nas nie było za wielu ludzi, którzy mogli by nam zrobić zdjęcia.
Spacerowaliśmy wzdłuż Pont de l'Archevêché, mostu który był sławny dla par, które zostawiały na nim 'kłódki miłości'. Kłódki oznaczające wieczność. Wieczność to było to, czego potrzebowali.
- Zmęczony. - wymamrotał Louis, trącając nosem moją szyję.
- Ja?! No co ty! - zapewniłem go i mocniej zacisnąłem dłoń, wracając do naszego poprzedniego tępa.
Dotarliśmy do mostu, widok tych wszystkich kłódek nieco zapierał dech. Wiedza, że tak wielu ludzi z całego świata przybyli tutaj i zrobili to dla kogoś jeszcze, ogrzewała moje serce.
- Jest ich tak dużo. - wyszeptał Louis, przebiegając dłonią przez nie wszystkie. Różne kolory, faktury, style...różne historie.
Pomyślałem o ludziach, którzy staną w tym miejscy i następnych i następnych. Czy zobaczą naszą kłódkę? Co poczują, gdy staną w tym miejscu? Byłem pewien, że zostawimy po sobie jakiś ślad. Miłość jaką czułem do Louisa nie mogła zniknąć. Była niezgłębiona. Coś tak silnego nie może po prostu... zniknąć.
- Zawieśmy także naszą i będziemy mogli wrócić do domu - wyszeptał Lou, krótko całując mnie w usta, po czym wyciągnął naszą kłódkę z kieszeni. Jęknąłem zanim podszedłem do wolnego miejsca.
- W porządku? - zapytałem, patrząc się na Louis'ego szeroko otwartymi oczami - zbyt pełnymi.
- W porządku - odpowiedział mi Lou bezdźwięcznie, zawieszając kłódkę i zatrzaskując, aby ją zamknąć. Gdy to zrobił, pochylił się nade mną i pocałował, jakby tylko to się liczyło. Ponieważ tak było.
Pamiętaj nas na zawsze, HS+LT
- Kocham Cię - wyszeptałem, patrząc się w stronę Louis'a. Chłopak jak zawsze był piękny. Delikatne rysy twarzy. Idealnie ułożone włosy. Wszystko miał idealne...I wszystko było idealnie"*
Wszystko, aż to czasu...
Pokręciłem szybko głową, kierując się w doskonale znane mi miejsce.
Tęsknić to takie złe.
Nie zapominam Cię,
To takie smutne.
Pamiętam dokładnie
Dzień w którym zasnąłeś na wieki,
Był dniem kiedy zrozumiałem,
Że już nie będzie tak samo.
Nigdy nie chciałem brać od ciebie pocałunku,
W rękę na pożegnanie...
Sądziłem, że zobaczę Cię znowu.
Teraz wiem, że nie mogę.
Ja już się obudził em.
Dlaczego Ty się nie budzisz?
Pytam, dlaczego?
Nie mogę tego znieść.
To nie było udawanie,
To się stało- przeminąłeś.
Teraz odszedłeś
Nie mogę sprawić, żebyś wrócił,
Odchodzisz i nie wracasz....
Rodzimy się po to by żyć. Żyjemy po to by umierać. Bo życie, nie jest nic warte...
Dochodziła godzina 19.
Na dworze było jasno, a słońce nadal świeciło. Podmuch wiatru rozwiał moje loki, które opadły mi na oczy. Szybko je odgarnąłem, wchodząc do sklepu. Wokoło było mnóstwo różnego rodzaju kwiatów. Jedne były lepsze od drugich. Jakby żyły własnym życiem.
Rozglądnąłem się dookoła w poszukiwaniu tych perfekcyjnych. Po chwili mój wzrok zatrzymał się na pięknym bukiecie kali. Uśmiechnąłem się, chwytając bukiet, po czym podszedłem do pani stojącej na ladą. Zapłaciłem za kwiaty, a po chwili wyszedłem ze sklepu, zatrzymując się, gdy zobaczyłem jakąś parę, która trzymała się za ręce, a z nich zwisała kłódka z jakimś napisem.
"....- Jesteśmy tutaj. - powiedział Louis, chwytając mocno mnie rękę. Mogliśmy to zrobić, ponieważ w okół nas nie było za wielu ludzi, którzy mogli by nam zrobić zdjęcia.
Spacerowaliśmy wzdłuż Pont de l'Archevêché, mostu który był sławny dla par, które zostawiały na nim 'kłódki miłości'. Kłódki oznaczające wieczność. Wieczność to było to, czego potrzebowali.
- Zmęczony. - wymamrotał Louis, trącając nosem moją szyję.
- Ja?! No co ty! - zapewniłem go i mocniej zacisnąłem dłoń, wracając do naszego poprzedniego tępa.
Dotarliśmy do mostu, widok tych wszystkich kłódek nieco zapierał dech. Wiedza, że tak wielu ludzi z całego świata przybyli tutaj i zrobili to dla kogoś jeszcze, ogrzewała moje serce.
- Jest ich tak dużo. - wyszeptał Louis, przebiegając dłonią przez nie wszystkie. Różne kolory, faktury, style...różne historie.
Pomyślałem o ludziach, którzy staną w tym miejscy i następnych i następnych. Czy zobaczą naszą kłódkę? Co poczują, gdy staną w tym miejscu? Byłem pewien, że zostawimy po sobie jakiś ślad. Miłość jaką czułem do Louisa nie mogła zniknąć. Była niezgłębiona. Coś tak silnego nie może po prostu... zniknąć.
- Zawieśmy także naszą i będziemy mogli wrócić do domu - wyszeptał Lou, krótko całując mnie w usta, po czym wyciągnął naszą kłódkę z kieszeni. Jęknąłem zanim podszedłem do wolnego miejsca.
- W porządku? - zapytałem, patrząc się na Louis'ego szeroko otwartymi oczami - zbyt pełnymi.
- W porządku - odpowiedział mi Lou bezdźwięcznie, zawieszając kłódkę i zatrzaskując, aby ją zamknąć. Gdy to zrobił, pochylił się nade mną i pocałował, jakby tylko to się liczyło. Ponieważ tak było.
Pamiętaj nas na zawsze, HS+LT
- Kocham Cię - wyszeptałem, patrząc się w stronę Louis'a. Chłopak jak zawsze był piękny. Delikatne rysy twarzy. Idealnie ułożone włosy. Wszystko miał idealne...I wszystko było idealnie"*
Wszystko, aż to czasu...
Pokręciłem szybko głową, kierując się w doskonale znane mi miejsce.
~~~*~~~
Podwinąłem rękaw mojej szarej koszuli, po czym przyłożyłem do nadgarstka żyletkę. Nie czekając dłużej przejechałem nią po niej. Przymknąłem powieki, czując tą niepowtarzalną ulgę. Na dębową podłogę skapnęła czerwona kropla krwi. Już po chwili znów przejechałem żyletką, tym razem po żyle i o wiele, wiele mocniej.
Teraz zrobiło mi się całkowicie słabo, a przed oczami zrobił mi się ciemno. Zrobiłem to jeszcze raz, a krew zaczęła spływać po mojej ręce, brudząc moją koszulę, spodnie oraz brązowe panele. Chwyciłem w dłonie zdjęcie mojego Louisa, opierając się plecami o ścianę.
- Już niedługo Louie. Już za chwilę.... Już.... już za moment.
___________________________
* - Fragment z Flame of love.
Po piętnastu minutach dotarłem na miejsce. Wszedłem przez bramę, skręcając w prawo. Przeszedłem przez pierwszą alejkę, zatrzymując się na końcu. Spojrzałem na grób, ze łzami w oczach.
- Hej Lou - przywitałem się, wkładając bukiet kwiatów do wazonu , po czym usiadłem na ławeczce. - Wiesz... tęsknię. Wiem, że mówię to już chyba setny raz, ale taka jest prawda. Naprawdę bardzo, ale to bardzo tęsknię. Tak bardzo chciałbym Cię teraz przytulić i pocałować. Usłyszeć od ciebie, że będzie dobrze. Poczuć jak mnie to siebie przytulasz i pocierasz moje plecy. Jak szepczesz mi do ucha te dwa słowa, które tak często wypowiadałeś... Tak bardzo mi ciebie brakuje....- wyszeptałem, ścierając z policzka łzę. - Nie ma dnia, żebym o tobie nie myślał. Wszystko w około mi o tobie przypomina. Nawet jak wyjdę na ulicę i zobaczę chłopaka w czerwonych rurkach. Od razu przed oczami pojawiasz mi się Ty - powiedziałem, biorąc głęboki wdech.
Patrzyłem się ciągle na czarny pomnik z jego zdjęciem. Był taki ładny. Jak zawsze. Jego włosy były idealnie ułożone, a na jego twarzy gościł lekki uśmiech.
- Wyglądasz tu ślicznie. Jak anioł. Teraz też nim jesteś.... tylko masz skrzydła - zachichotałem, poprawiając loki. Spojrzałem w stronę nieba, patrząc się jak chmury przybierają różne postacie. - Wiem, że teraz patrzysz na mnie z góry i chcesz żebym stąd poszedł i zaczął nowe życie, ale ja nie potrafię. Nie mógłbym Cię zostawić... I wiesz....
- Harry! - przerwał mi głos mojego przyjaciela. Obróciłem głowę, zauważając Nialla, który powoli do mnie podszedł. Zmarszczyłem brwi, nie wiedząc skąd się tu znalazł. Usiadł obok mnie na ławce, patrząc się na grób. - Dobrze się czujesz?
- Skąd wiedziałeś, że tu będę? I w ogóle, coś się stało? - zignorowałem pytanie blondyna, patrząc się w jego kierunku.
- Jakbym Cię nie zał Hazz... Posłuchaj, wczoraj dzwonił do mnie Liam. On... on się o ciebie martwi. I wiesz mi, nie jest jedyny. Wszyscy się o ciebie martwimy. Co się z tobą dzieje? Boje się, że możesz.... sobie coś zrobić - szepnął, patrząc się prosto w moje oczy.
Nie odpowiadałem przez dłuższy czas, unikając wzroku Irlandczyka.
- Posłuchaj, ja doskonale wiem, że nie możesz sobie poradzić z śmiercią Lou, tak jak my wszyscy, ale... musisz żyć dalej. Do już koniec Harry...
- Nie Niall - przerwałem mu, wstając z ławki. - To dopiero początek - szepnąłem, po czym odszedłem od grobu.
Słyszałem jak Niall mnie woła, lecz ja nie zwracałem na to zbytniej uwagi. Chciałem jak najszybciej dotrzeć do domu. Gdy znalazłem się przy samochodzie, otworzyłem drzwi, wsiadając do środka. Odpaliłem silnik, wyjeżdżając z parkingu.
- Już niedługo się spotkamy, Boo - wyszeptałem, ścierając łzy z policzków. Usiadłem na podłodze, wkładając rękę do kieszeni spodni. Wyjąłem z niej żyletkę. Spojrzałem na nią. Zauważyłem zaschniętą krew. Na pewno moją. Tak długo tego nie robiłem, ale... to za dużo. Zdecydowanie za dużo.
Słyszałem jak Niall mnie woła, lecz ja nie zwracałem na to zbytniej uwagi. Chciałem jak najszybciej dotrzeć do domu. Gdy znalazłem się przy samochodzie, otworzyłem drzwi, wsiadając do środka. Odpaliłem silnik, wyjeżdżając z parkingu.
~~~*~~~
Po godzinie dotarłem pod dom. Wysiadłem z auta, kierując się w stronę dużych, drewnianych drzwi. Otworzyłem je, wchodząc do środka. Zdjąłem buty, po czym włączyłem światło. Przeszedłem przez duży, pusty salon, wchodząc po schodach na górę.
Gdy znalazłem się już w sypialni, podszedłem do okna, siadając na parapecie. Spojrzałem przez duże okno, spoglądając do góry. Słońce już dawno zaszło, a na niebie zamiast niebieskich chmur, pojawiło się mnóstwo złotych gwiazd.
Spojrzałem na jedną, która wydawała się świecić najbardziej.
Jest nasza, pamiętasz, Lou?
Teraz pewnie spoglądasz na mnie z nieba i się uśmiechasz, a koło twoich oczu pojawiają się te urocze kurze łapki, których ty tak bardzo nienawidziłeś. Ale ja je kochałem. Kochałem w tobie absolutnie wszystko. Kochałem wszystko co było związane z tobą. I nadal kocham.
Pamiętasz, obiecywaliśmy sobie, że nasza miłość będzie trwała do końca świata i jeden dzień dłużej. Że nic, ani nikt nie zdoła nas rozdzielić. A jednak.... pokonała nas śmierć, Lou. A może to właśnie śmierć nas do siebie zbliżyła?
Po moim policzku spłynęła kolejna łza.
Starłem ją kciukiem, sięgając po twoje zdjęcie w ramce, które znajdowało się na stoliku niedaleko mnie. Wyglądasz tu tak pięknie.
Podwinąłem rękaw mojej szarej koszuli, po czym przyłożyłem do nadgarstka żyletkę. Nie czekając dłużej przejechałem nią po niej. Przymknąłem powieki, czując tą niepowtarzalną ulgę. Na dębową podłogę skapnęła czerwona kropla krwi. Już po chwili znów przejechałem żyletką, tym razem po żyle i o wiele, wiele mocniej.
Teraz zrobiło mi się całkowicie słabo, a przed oczami zrobił mi się ciemno. Zrobiłem to jeszcze raz, a krew zaczęła spływać po mojej ręce, brudząc moją koszulę, spodnie oraz brązowe panele. Chwyciłem w dłonie zdjęcie mojego Louisa, opierając się plecami o ścianę.
- Już niedługo Louie. Już za chwilę.... Już.... już za moment.
___________________________
* - Fragment z Flame of love.
Jakie to cholernie smutne... Boże... Ten shot wyszedl ci genialnie. I już nie mogę się doczekać tego nowego jedno parta ;)
OdpowiedzUsuńSmutne. To jak Hazz... musiał tak cierpieć. Chyba zaraz się popłaczę, a potem przeczytam jeszcze raz całe opowiadanie FOL, bo było tak cholernie dobre :)Ahh... chyba lubisz pisać takie smutne one shoty, co? <3 No nic, miejmy nadzieję, że WYMM nie bd smutne... ;p
OdpowiedzUsuńSzkoda, że to już ostatnia częsc. Mogłabym to czytać przez cały czas... Nie mniej jednak jestem na ciebie zła, za to, że to wszystko się tak skończyło! Ale może udobruchasz mnie tym nowym one shotem i randką Louisa i Harry'ego w 10 rozdziale <33
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
~Sarah
Wiedziałam, że to właśnie się tak skończy. Po prostu wiedziałam. Nie wiem skąd, ale wiedziałam... On to naprawdę zrobił.. Cholernie smutne ;( Teraz bd płakać..
OdpowiedzUsuńOłoł, ale smutne. Jak to czytałam to od razu przypomniał mi się twój inny shot TDKAU. Chyba lubisz pisać takie smutne Shoty,co? Ale trzeba przyznać... wychodzi ci to niesamowicie :)
OdpowiedzUsuń