Hej! Więc… oto i pierwsza część shota WYMM?. Nie ukrywam, że lekko się denerwuje dodając go, bo ten jedno-part jest trochę inny niż poprzednie, ale… Mam wielką nadzieję, że się wam spodoba ;) Cóż… liczę na komentarze bo to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Jeśli chodzi o rozdział na YEJAW to… dodam go już niedługo obiecuję ;D No nic, to tyle ode mnie.
Enjoy!!
"Żadna wielka miłość nie umiera. Możemy strzelać do niej z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc, ale ona jest sprytniejsza - wie, jak przeżyć"
***
Był 13 lutego, dzień przed walentynkami.
Na dworze zaczynało robić się już ciemno, oraz zimno, lecz mi, ani Harry’emu to nie przeszkadzało. Wyszliśmy z naszego domu, idąc w stronę parku, w którym często przesiadywaliśmy.
Idąc pustymi ulicami Londynu, bez zastanowienia chwyciłem Harry’ego za rękę, przyciągając go bliżej mnie. Podniósł lekko głowę uśmiechając się do mnie co natychmiast odwzajemniłem, muskając delikatnie jego różowe usta.
Z racji, że park był niedaleko naszego domu, już po 10 minutach byliśmy na miejscu. Usiedliśmy na jednej z ławek, przed tem strzepując z niej śnieg. Harry od razu wtulił się we mnie, natomiast ja objąłem go ramieniem, przytulając mocno i co jakiś czas szepcząc jak mocno go kocham i, że jest dla mnie całym światem.
Bo… taka była prawda.
Harry był dla mnie najważniejszy na świecie. Był kimś, z kim mogłem porozmawiać o wszystkim i o niczym, a on zawsze mnie wysłuchał. Był jak mój anioł, którego kochałem ponad życie i nawet nie wyobrażałem sobie życia bez niego.
On zawsze wiedział gdy było mi źle i gdy potrzebowałem pocieszenia. Wiedział kiedy potrzebuje odpocząć, a wtedy zabierał wszystko ode mnie, chwytał za rękę i prowadził do pracowni, gdzie kazał mi po prostu coś namalować. Doskonale wiedział, że malowanie całkowicie mnie odprężało i uspokajało.
Był dla mnie wszystkim. Tak samo jak nasza miłość.
Była wyjątkowa.
I to było szalone, jak szybko obaj w to wpadliśmy.
Wtedy uświadomiłem sobie, że zawsze miałem w sobie tę miłość, od dnia, w którym spotkałem Harry’ego, była ona nienaruszona i tylko czekała, by się przeze mnie przedrzeć.
Bo ta miłość była… wyjątkowa.
Była cukrem w naszych herbatach i późnymi romantycznymi randkami. Szalonymi decyzjami, pieczeniem ciast oraz przytulaniem się na łóżku. Wyjazdami do kina, filmami w deszczowe dni, lepieniem bałwana i jeżdżeniem na lodzie.
Była obietnicami, szczerym, pięknym i dumnym uśmiechem, wyjazdami na zakupy i przytulaniem się podczas burzy. Była gotowaniem obiadów i rzucaniem się mąką. Była pocieszeniem i kojącymi słowami.
Była zaraźliwym śmiechem oraz motylkami w brzuchu, różowymi policzkami i lśniącym błyskiem w oczach. Była pełnymi, czerwonymi ustami, poszukiwaniem, przygodą, Paryżem nocami. Była noszeniem nawzajem swoich ubrań i chodzeniem po sklepach trzymając się za ręce. Była obdarzeniem się pocałunkami w każdej możliwej sekundzie, niekończącymi się flirtami i podstępnymi uśmiechami.
Spacerami na plaży o zachodzie słońca i publicznym okazywaniem sobie uczuć, zaciskaniem palców z przyjemności i zduszonymi jękami. Była eksperymentowaniem i dorastaniem razem. Była najpiękniejszą i najlepszą przygodną jaką kiedykolwiek odbyliśmy razem.
Musieliśmy działać instynktownie i uczyć się na własnych błędach, których było naprawdę sporo. To było zniechęcające i czasem przerażało nas obu, ale to nie było coś, z czego kiedykolwiek by się wycofaliśmy. A przynajmniej ja. Bo… ta miłość była tego warta. Była inna.
- O czym myślisz? - z moich rozmyśleń wyrwał mnie ochrypły głos, Harry’ego. Spojrzałem na jego twarz. Uśmiechał się. A to było najważniejsze. Kochałem takiego Harry’ego. Był taki uroczy.
- O nas i o naszej miłości - wyjaśniłem, całując go w usta. Chwyciłem jego dłoń, splatając nasze palce razem. Spojrzałem na jego prawą dłoń oraz na palce serdeczny, na którym już jutro miał pojawić się piękny, srebrny, zaręczynowy pierścionek, który kupiłem już dwa miesiące temu, lecz nie było jeszcze dobrej okazji na… oświadczyny.
Starałem to wszystko sobie przemyśleć i stwierdziłem iż 14 lutego będzie najlepszym rozwiązaniem. Nie dość iż są to walentynki, to także nasza już trzecia rocznica. Pamiętam to jak wczoraj, gdy 3 lata temu postanowiłem, że mu powiem o tym, że ko kocham. Tak bardzo się stresowałem, że Niall musiał mnie pocieszać i mówić, że wszystko będzie dobrze, bo Harry na pewno też mnie kocha.
Nie mylił się.
Uśmiechnąłem się pod nosem, na to wspomnienie spoglądając na Harry’ego.
- Dużo jest do myślenia o nas i o naszej miłość, prawda? Niewiarygodne jak wiele przeszliśmy przez te trzy lata - szepnął, a ja uśmiechnąłem się i ucałowałem go w czoło. - Jutro walentynki iii.. - przeciągnął, wpatrując się we mnie wyczekująco i unosząc brwi ku górze.
- Hazz, nie myśl sobie, że zapomniałbym kiedy wypada nasza rocznica - zaśmiałem się, czochrając jego loczki.
- Założę się, że pamiętasz datę tylko i wyłącznie dlatego, że to 14 luty i wtedy są walentynki - wyszeptał, wydymając wargi, na co zaśmiałem się jeszcze raz, po czym ująłem je w własne usta, lekko zasysając. Harry wydał z siebie cichy jęk, po chwili odwzajemniając pocałunek, który stał się bardziej namiętny i czuły. - Ok… może i nie tylko dlatego - dopowiedział, chichocząc, a chwilę później znów się całowaliśmy.
Niestety nie było nam dane cieszyć się chwilą sam na sam, ponieważ po kilku minutach podeszli do nas jacyś chłopacy, podgwizdując pod nosem. Oderwałem się od Harry’ego, po czym zacząłem się im uważniej przyglądać. I nagle mnie olśniło. Dotarło do mnie, że to ci sami faceci, których oskarżyłem o pobicie.
Zaparło mi dech w piersiach. Już tamtym razem skończyło się na tym, że wylądowałem w szpitalu na obserwacji ze złamaną ręką i kilkoma siniakami. Skończyłoby się gorzej gdyby nie jakiś chłopak, który przechodził w pobliżu i mnie uratował. Oczywiście zgłosiłem to na policję, ponieważ Harry nalegał. Lecz nic z tym nie zrobiono, ponieważ nie mogłem ich rozpoznać, a policja szukała na marne.
- No proszę, proszę, kogo my tu widzimy chłopcy - krzyknął jeden z nich, którego głos wydał mi się tak bardzo znajomy. - Pan Tomlinson, który złożył na nas skargę panowie. Pamiętacie co sobie obiecaliśmy gdy go dorwiemy? - zwrócił się do reszty, która natychmiast zjawiła się przy mnie i Harrym. Uwięziłem go w moim uścisku najmocniej jak tylko potrafiłem, ponieważ nie chciałem, żeby stała się mu krzywda. Tylko nie jemu… - Że jak go spotkam to nogi z dupy mu powyrywam za to, że zrobił mi to - nachylił się nade mną i pokazał bliznę na jego lewym policzku. Co prawda, to prawda, może i go skaleczyłem, ale przecież się broniłem.
- A poza tym, Tomlinson przyszedł ze swoim chłoptasiem - powiedział któryś z nich. Spojrzałem w tamtą stronę i wtedy zrozumiałem, że to już koniec. Że tym razem mi tego nie daruje. Było ich pięciu, a nas jedynie dwóch.
- Nienawidzę pedałów - wysyczał przez zęby niejaki Jack, który nachylał się nade mną. - Pożałujesz tego Tomlinson. Z nami się nie zadziera - powiedział groźnie, a ja straciłem nadzieję, na wszystko. A zwłaszcza wtedy gdy poczułem jak jego pięść ląduje na moim policzku.
Poczułem niemiłosierny ból na prawym policzku, oraz usłyszałem krzyk Harry’ego, który natychmiast ujął moją twarz w dłonie, patrząc się jak mała stróżka krwi wypływa mi z ust.
- Ty debilu, jeden raz Ci nie wystarczył?! - wykrzyczał Harry, wstając z ławki, na której do tej pory siedzieliśmy. Wystraszyłem się jeszcze bardziej, gdy Hazz popchnął chłopaka, sprawiając, że Jack spojrzał na niego tym swoim zimnym i chorym spojrzeniem. Jak najszybciej wstałem z ławki, zasłaniając loczka. Nie mogłem pozwolić aby cokolwiek mu się stało.
- No proszę… taki mały, a taki odważny - zaśmiał się, sprawiając, iż przeszły mnie ciarki po całym ciele. Poczułem jak Harry kładzie dłonie na mojej kurtce, po czym je mocno zaciska. Bał się. Zresztą nie mniej niż ja.
- Odwal się od niego… masz mnie, możesz zrobić ze mną co tylko chcesz, ale zostaw Harry’ego - spojrzałem na niego błagalnie, a on jedynie się zaśmiał, a z nim pozostali.
- Myślisz, że odpuściłbym sobie taką zabawę? - spytał, dając jakiś znak któremuś z czwórki facetów. Zmarszczyłem brwi, lecz wszystko było dla mnie jasne, gdy poczułem jak któryś z nich zaczyna odrywać ode mnie mojego chłopaka. Szybko się odwróciłem, lecz jedyne co zdołałem zobaczyć to pięść wymierzona w moją twarz.
Upadłem na ziemię, zwijając się z bólu, gdy dwójka z nich podeszła do mnie i zaczęła z całych sił kopać mnie w brzuch, nogi, klatkę piersiową. Wszędzie gdzie się tylko dało. Zacząłem krzyczeć, aby puścili Harry’ego, którego próbowali zaciągnąć do samochodu. Opierał się, lecz nie miał najmniejszych szans na to by się wydostać.
Gdy zniknął mi całkowicie z pola widzenia, usłyszałem ten dźwięk, którego obawiałem się najbardziej. Usłyszałem jak jeden z nich naładowuję broń. Przełknąłem ślinę, zaczynając się modlić aby mnie nie zabili. Słyszałem jeszcze krzyki Harry’ego dobiegające z samochodu. Zacząłem błagać aby nie robili mu krzywdy, ale oni nie słuchali. Jedyne co robili to ciągle mnie bili.
- Dobra panowie, wystarczy.. teraz czas całkowicie z nim skończyć - powiedział Jack, na co tamci skinęli głowami i podnieśli mnie na kolana. Szatyn podszedł do mnie, po czym poczułem jedynie jak przyciska pistolet do mojej głowy. Wtedy byłem już całkowicie pewien, że zginę, że nic nie jest w stanie mnie uratować. Nic… - Powiedź mi Louis, jak bardzo boisz się śmierci? - zadał mi to pytanie, po czym nie czekając na odpowiedź, po prostu nacisnął na spust.
Nie wiem czy było to szczęście czy coś innego. Może mój anioł stróż jeszcze nade mną czuwał, lub może to jeszcze nie był ten czas dla mnie. Nie wiem co to było, ale cholernie temu dziękowałem.
Broń się zacięła.
Usłyszałem jedynie wiązankę przekleństw z ust Jacka, oraz jak już zdążyłem się zorientować z ust Erica. Szatyn ponownie przyłożył pistolet do mojej głowy naciskając na spust, lecz tym razem także broń nie wypaliła.
Wtedy poczułem jedynie mocne uderzenie w głowę. Potem nie pamiętałem już nic.
"Dopiero późną nocą przy szczelnie zasłoniętych oknach gryziemy z bólu ręce i umieramy z miłości".
***
O Matko... to jest... takie cholernie smutne ;c Boże, aż mi się chciało płakać, gdy to czytałam. Wszystko jest takie... cudowne. Po prostu nie wiem jak mam opisać to co teraz się ze mną dzieję. Shot jest wspaniały i nie wiem skąd u ciebie te obawy. On jest cudny ;*
OdpowiedzUsuń~Sarah xx
Możesz mi wierzyć lub nie - uroniłam kilka łez. Wierz mi. To było takie smutne. To jak Louis błagał aby nie robili krzywdy Harry'emu, aby wzięli jego, a nie Hazze... to było takie słodkie. Ja wiem, że to fikcja, ale to było takie realistycznie, że przez chwilę, poczułam się jakbym byłam tam razem z nimi. Cudowne <333
OdpowiedzUsuńCoś cudownego ;*
OdpowiedzUsuńMówiąc 'inne' miałaś na myśli to coś?! Boże... to jest genialne! Naprawdę, naprawdę, naprawdę, naprawdę, naprawdę mi się cholernie podoba <33 Czekam na część II ^^
OdpowiedzUsuńOhhh.... więc to takie cudo, co? Nie rozumiem, czemu bałaś się to dodać. To jest naprawdę fajne, a mówiąc fajne, wiesz co mam na myśli ;3
OdpowiedzUsuńA ja ci od początku mówiła, że się wszystkim spodoba ;) No i miałam rację. Tak wiem, moja skromność xD Ogółem to jest świetne! *_*
OdpowiedzUsuńPięknie ci to wyszło :)
OdpowiedzUsuńPiękny shot. Taki słodki i uroczy. <3 Louis chce mu się oświadczyć i to jest takie cudne...jeszcze w walentynki. Aww!
OdpowiedzUsuńMam tylko nadzieję, że przeszłość nie pokrzyżuje im planów i mimo wszystko skończy się to dobrze, bo jak na razie nie zapowiada się na to. Zabrali Harry`ego! :(
Pisz...pisz dalej. Wychodzi ci to na prawdę świetnie. Czekam na kolejna część. :)
http://harry-louis-larrystylinson.blogspot.com/